Brak mi słów by opisać moje wrażenia. To chyba jeden z tych filmów, które troszeczkę zmienia pogląd na życie (muszę od razu wspomnieć, że nie oglądałam Forresta Gampa).
Historia Benjamina Buttona naprawdę wzrusza. Odniosłam wrażenie, że nie miał jakiegoś "punktu zaczepienia" w swoim życiu. Na pewno nie czuł się jakoś spełniony.
---SPOILERY---
Nie miał dzieciństwa, bo gdy wewnętrznie był dzieckiem, zewnętrznie wyglądał jak 80-latek, więc dzieci go odpychały. Dlatego też jego jedynymi przyjaciółmi byli emeryci (no i jeszcze Daisy). A kiedy fizycznie był już dzieckiem, błąkał się po ulicy, bo nie miał domu.
Końcówka filmu naprawdę mnie wzruszyła. Daisy - już jako stara, dojrzała osoba, zaopiekowała się swoją miłością życia, mimo tego, że on był małym dzieckiem. Nie potrafię sobie wyobrazić co musiała wtedy odczuwać. W środku. Patrzeć na swoją drugą połowę, na dziecko. Nie do opisania.
Nie wiem czemu dużo ludzi źle osądza ten film. Być może nie widzą jej głębi?
Może tylko patrzą w ekran nie zwracając uwagi na wewnętrzne rozterki bohaterów.
Uważam, że wszystko razem wzięte (piękna muzyka, scenografia itp.) tworzą przepiękne arcydzieło warte obejrzenia.
film mnie zabił, dosłownie zrobił mi dziurę w głowie na kilka dni, przez pół filmu oglądam go jak magiczną opowieść, czekam na każdą następną scenę...druga połowa mnie przygnębia swym jakże pięknym smutkiem kiedy ben starzeje się i oglądamy dziecko i wiem że chwilę dowiem się o jego śmieci...po prostu boję się tego oglądać, to naprawdę przerażająca wizja umierać w taki sposób....piękna i smutna... film mnie zabił, jeden z najlepszych jakie widziałem.
Cieszę się, że napisałaś co napisałaś bo mogę bez produkowania się po prostu się z Tobą zgodzić w 100% :)
Pozdrawiam...