Nie spodziewałem się, że uda się zrobić film gdzie to, co na końcu jest na początku i odwrotnie, gdzie deser podaje się na początku, a przystawkę na końcu oraz, że wszystko będzie do siebie tak dobrze pasowało w scenariuszu. Tak czy siak trochę mdły kierunek obrany przez reżysera jest ostatecznie trochę mniej zadowalający niż myślałem ale w końcu zdecydowałem się na 8 i wydaje mi się, że to dobra ocena. Trochę surrealistyczny film o miłości, pięknie, przemijaniu i o tym jak kruche jest życie. Moim zdaniem film jest leciutkim pomieszaniem filmów "Forrest Gump" i "Miłość w czasach zarazy". Zdecydowanie polecam.