Kiedy jakiś czas temu usłyszałem o historii chłopca ktory rodzi się jako starzec, następnie młodnieje, -nie wiedziałem co myśleć.... Oglądając ten film na samym początku pomyślałem jakie to proste, wytłumaczyli wszystko chorobą która przecież jednak nie istnieje, zdażyć sie nie może i nie ma racji bytu w naszym świecie... jednak z każdą następną minutą zrozumiałem, że sama choroba czy jej naukowe podłoże(to czy jest autentyczna czy nie) nie jest istotne.... autentyczny jest jednak problem do którego zmierzał opowiadający 'Benjamin', problem -UPŁYWAJĄCEGO CZASU... oraz (nie)zwykła chęć życia którą każdy ma wszczepioną naturalnie w swoją osobowość niezależnie od warunków czy szerokości geograficznej na której się znajduje... Człowiek ma pragnienie życia i dzielenia się każdą poznaną chwilą z tymi których kocha, w najmniej odpowiednim momencie przychodzi (zawsze za wcześnie) śmierć.... Która rozrywa to co rozerwalne ale nie może rozerwać tego co wciąż żyje, uczuć bliskich i ich pamięci... Niektórzy obojętnie przechodzą nad tym tematem jak koło budki z obwarzankami, natomiast są i tacy którzy te sprawy starają się zrozumieć.... Film pokazuje wolę życia i siłe, OGROMNĄ SIŁĘ KTÓRA DRZEMIE W MIŁOŚCI....
PS. dla wszystkich poszukiwaczy efektów specjalnych i mocnych wrażeń, -TO NIE JEST BATMAN!!!!!!!!!!!