W dniu dzisiejszym obejrzałem film po raz kolejny, ale wreszcie w kinie. Sądziłem, że może po tym seansie zmieni się moje nastawienie do "Benjamina Buttona". Nic bardziej mylnego. Nie przejmując się tym, że Roth czerpał tu pełnymi garściami ze swojego oscarowego scenariusza (Forrest Gump), nie zwracając uwagi na głosy o braku emocji, monotonności i jego długości, oraz nie zważając na inne krytyczne uwagi dałem się powtórnie oczarować magii tego filmu. Uniwersalność tej epickiej opowieści nie polega na tym, że współczujemy głównemu bohaterowi, ani też nie dotyczy istoty problemów życia ludzkiego, a skupia się wyłącznie na prostej zasadzie, że nie ważne jacy jesteśmy, bo i tak z reguły nasze życie nie odbiega od ustalonej normy, w której pewna jest tylko śmierć.
Podtrzymuję swoją opinię, że to jest główny kandydat do zdobycia Oscara.