jestem daleki od stwierdzenia, że ten film był genialny. No niby to wszystko prawda co piszą: że genialna rola Brada, że świetne kostiumy, rekwizyty i zdjęcia, a jednak po obejrzeniu czułem pewien niedosyt. Wiem, że krytyka filmu, który ma 13 nominacji to jak gol samobójczy, ale... czy to był do cholery najlepszy film jaki zrobiono w USA w tym roku? Pomijając fakt, że film był momentami nudny, to czy twórcy filmu aż tak słabo wierzą w inteligencję widza, że żeby nas przekonać o tym czas nam ucieka, życie przemija, otoczenie się zmienia, muszą to robić poprzez pokazywanie co kilka minut pogrzebów i śmierci?