Ciemna strona miasta

Bringing Out the Dead
1999
7,1 13 tys. ocen
7,1 10 1 12817
6,9 23 krytyków
Ciemna strona miasta
powrót do forum filmu Ciemna strona miasta

Ten film jest jak dokument - zdanie relacji paru dni życia zwykłego nowojorskiego sanitariusza pogotowia ratunkowego. Sanitariusza jakich wielu, nie wyróżniającego się w żaden szczególny sposób. No bo i co tutaj wyróżniać. Jedziesz na miejsce zdarzenia, oceniasz sytuację, jak możesz to pomagasz, jak nie... no cóż - "umarł bo było mu to pisane. Pogódź się z tym". Zapomnij i żyj dalej.
Z tej perspektywy to wydaje się faktycznie bardzo logiczne. Świata przecież nie zbawię, nie wszystkich można w końcu uratować. Zostając sanitariuszem, nie otrzymujesz licencji na bycie Bogiem, możesz próbować ratować życie, ale czasami ze śmiercią po prostu nie można wygrać, nawet jeśli jest głupia, żałosna, niesprawiedliwa. Pada w filmie takie fajne stwierdzenie, że sanitariusz jest jak "gąbka chłonąca ból (...) bardziej ma być samym świadkiem wydarzeń niż ratownikiem" Może to i o to właśnie chodzi, ale zostając nim ciążyć zaczyna nad Tobą jeszcze jedna, niewidoczna na pozór sprawa - odpowiedzialność. Ta najbardziej poważna z możliwych - odpowiedzialność za czyjeś życie. To duży ciężar, nie dziwi więc fakt, że często gdy coś nie wychodzi, próbujemy zrzucić winę na coś lub kogoś innego i nie po to by ukryć winę przed innymi - bo to nie Twoja wina, nie jesteś wszechmocny - a przede wszystkim przed samymi sobą (no chyba, że faktycznie jesteśmy winni). Jak długo można jednak dusić w sobie tego typu tłumione - i niekoniecznie słuszne - wyrzuty sumienia? A jeśli nie są słuszne, to dlaczego tak długo mnie męczą? Gdyby nie były słuszne to przecież dawno bym już je wyparł, więc być może coś w tym jest, może faktycznie jestem winny, może faktycznie mogłem zrobić coś więcej, uratować? Tak. To moja wina. Gdyby nie ja ta osoba by żyła. To ja ją zabiłem.
W takim stanie rozbicia psychicznego poznajemy głównego bohatera. Frank''a prześladuje poczucie winy za śmierć młodej dziewczyny, której nie udało mu się uratować jakieś pół roku wcześniej. Dziewczyny jakich wiele, dziewczyny, która umarła identycznie jak dziesiątki innych, z którymi "spotkał się" na swojej zmianie. Rose, Kate, Leona - to mógł być każdy, tu nie ma znaczenia osoba, nawet jeśli zabrzmi to niehumanitarnie. Po prostu nie można być twardym przez cały czas. Prędzej, czy później w każdym coś pęknie, w każdym obudzi się dziwne wrażenie: "a gdybym postąpił inaczej, gdybym uratował". Różne można mieć na to sposoby. Jedni z jego współpracowników traktowali się jak anioły miłosierdzia, niosące łaskę i życie, inni jak żołnierze wyruszający na akcję. Frank stracił swoją misję. Zaczęły prześladować go duchy osób, których nie zdołał ocalić, wszędzie widział twarz dziewczyny, taką samą jak każdą inną, a jednak nie wiedzieć czemu, taką szczególną i to nieustanne pytanie: "Dlaczego mnie zabiłeś Frank?"
Miał dość - dość tej pracy, dość tych beznadziejnych przypadków, w których nie można nic poradzić, a mimo wszystko ma się nadzieję, dość poczucia niemocy, poczucia, że chcesz, ale nie możesz pomóc.
"Z ratowaniem życia jest jak z miłością - to najlepszy narkotyk świata. Nawet kilka dni po, ma się wrażenie jakbyś chodził w chmurach (...) człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ratując życie sam nie stał się nieśmiertelny"
Sama chęć ratowania życia nie zawsze jednak wystarcza i nie zawsze uratowanie czyjegoś życia jest słuszne. Scorsese próbuje chyba powiedzieć, że z przeznaczeniem nie wygrasz i nawet nie próbuj z nim walczyć, bo zawsze poniesiesz klęskę, nawet jeśli chodzi o sprawy życia i śmierci.
"Wszyscy umieramy". Prędzej, czy później na każdego przyjdzie pora i ludzie podświadomie to chyba wyczuwają, nawet wtedy gdy nie są jeszcze na to gotowi. Ratowanie życia ma sens, czasami jednak powinniśmy pozwolić im odejść.
" - Wybacz mi Rose.
- To nie Twoja wina. Nikt nie kazał Ci cierpieć. Sam to sobie wmówiłeś."
"Ułaskawienie" przychodzi. Pytanie jednak pozostaje. Dlaczego sobie wmawiamy takie rzeczy? Czy faktycznie bez cierpienia nie potrafilibyśmy funkcjonować?