Uwielbiam moment, gdy siedząc na sali kinowej nagle gasną światła i zostajemy pochłonięci przez mrok - stajemy się jego częścią. Miałem to szczęście (a może pecha?), że film oglądałem w kinie wiec mogę powiedzieć, że Ciemność jako taka była obecna. Jednak nie z ekranu. Nie będe oryginalny jeśli powiem, że oglądając film odczuwałem ciągłe dejavu. Lśnienie i Ring to tytuły, które bezpośrednio nasuwały się podczas seansu (szkoda ze zabrakło siekiery w rękach ojca próbującego dostać się do łazienki :)) Największy zarzut oprócz wtórności to brak jakiegokolwiek napięcia czy strachu (odnosi sie to tez do dwoch wspomnianych wyzej filmow). Aż mi przykro wspominać o rolach lub o doborze ról w jakie wpada Lena Olin - przykład aktorki rozpoczynającej u boku Bergmana, a teraz dogorywającej w Hollywood :((. Anna Paquin udowodniła, że złą aktorką jest i trzeba przyznać, że to najgorsza jej rola (juz w X-menach pokazała wiecej) - chociaż może to wina makijażu, montażu, doboru partnera, okresu, problemów rodzinnych, bariery językowej (akcja podobno dzieje się w Hiszpanii....) i miałkości scenariusza, który nie potrafi zaoferować nic aktorom, a co dopiero widzowi.
'Ciemność, widze ciemność' - bla bla bla bla...