Gdy oglądałem do jako dzieciak, nic nie zrozumiałem i kompletnie mi się nie spodobał. Obejrzałem to znowu po dwudziestu latach, no i to jest kawał autorskiego kina z mocnym, pacyfistycznym przesłaniem.
Nie rozumiem tylko, po co zatrudnili Georga Clooneya do jednej małej sceny, w zasadzie kilku ujęć? Na pierwszy rzut oka wygląda to jak jakiś gimmick, żeby mieć duże nazwisko na plakatach, ale nie wiem.
Na żadnych plakatach się nie pojawiał, wtedy był tylko znany z jakiegoś tam serialu. Zresztą... tam jest masa znanych wtedy i teraz aktorów w podobnych rolach. To są zupełnie inne lata, no i w tym filmie u Malicka każdy chciał grać. Zresztą powycinał wielu z nich albo skrócił. To jest film z drugiej połowy lat 90tych. Teraz wygląda jako gimmick, jak widziałem wtedy ten film w kinie to mało kto na tego koleżkę zwracał uwagę. Ot, kolejny aktor.