Ten film, to jeden z tych rzadkich, o których można powiedzieć, że ludzie "nie zrozumieli tego filmu". Kto zna obu reżyserów, wie, że nie są ludźmi głupimi. No ale łatwiej o takim filmie powiedzieć "dno; głupi", bo nie ma tu akcji. Jest tylko treść. jak w Buszującym W Zbożu. Film reżyserów genialnego wg. mnie "Endless" sprawdziłby się o wiele lepiej, jako sztuka teatralna, bo treść tkwi tu w dialogach. Oto przykład takiego dialogu. jeden z bohaterów siedzi, pali skręta i mówi do drugiego:
"Pewnego dnia wracałem z pracy, bolała ,mnie głowa. Szedłem bulwarem. Ludzie szykowali się, by spędzić szalona noc. Czuło się tę energię, wiał wiatr Santa Ana i dostrzegłem kojota. Popatrzył na mnie, jak bym był duchem i pobiegł Bulwarem Zachodzącego Słońca z tym swoim, typowym dla kojotów, śmiechem. Nikt nie mówi o takich chwilach w Los Angeles. Ludzie mówią o ruchu ulicznym i o tym, na co można ponarzekać, ale nigdy o takich magicznych chwilach."
Co do nazywania tego filmu "głupim" - jakie to zabawne, widzieć niezbyt jak niezbyt oczytani, przyzwyczajeni do "mainstreemowej papki" widzowie, mówią o czymś, że jest "głupie", choć wcale nie jest.
Plakat filmu pokazuje tomograficzny obraz ludzkiego mózgu. Tytuł brzmi: 'Coś tu jest", no ale jeśli u widza nic tu jednak nie ma, to powie o filmie że "film jest głupi".