Czuję się jak ślepy w Luwrze. który ni w ząb nie może zrozumieć czym ludzie wokół tak się
zachwycają. Historia w tym filmie jest... ups, przepraszam, historii tu nie ma. O czym zatem jest ten
film? O bezsensie, bezcelowości, daremności podejmowania działania, o wietrze, który zawsze w
oczy? Po co ? No po co? Zmarnowany wieczór, no, tylko muzyka i przepiękny, trafiający do serca
głos - to jedyne, co potrafię w tym filmie docenić. "Najlepszy film braci Coen"??? Lubię filmy braci
Coen, ale ten jest o niczym zupełnie. Patent na ten film to jest taki: jeśli widzowi się zdaje, że teraz
powinno się coś wydarzyć, to się właśnie nie wydarzy! To jeden z tych INTELIGENTNYCH filmów, do
których nie wolno się przyznać, że się ich nie rozumie, bo się wyjdzie na głupka. No cóż, chyba
właśnie popełniłam tę gafę...
Zupełnie przeciwnie. Właśnie wyszedłem z kina i oceniam film na 8 gwiazdek.
Nie muszę się nie przyznawać, że filmu nie rozumiem, bo... tu nie ma niczego do rozumienia.
To jest świetnie zrobiony film, który sprawia, że widz płynie, a w rejsie tym towarzyszy mu dobra muzyka.
Nie ma w tym filmie morałów i moralitetów. Jest po prostu świetnie zrobiony obraz i świetna muzyka. I miło spędzone 2 godziny w fotelu.
zgadzam się. problemem wielu kinomanów jest to, że za wszelką cenę próbują doszukać się w filmach albo drugiego dna, albo morałów czy przesłań. zresztą, ogólnie tak jest ze sztuką. wiersze, piosenki, obrazy - jeśli są piękne to to jest właśnie to, co mamy podziwiać. szkoła jest od nauki, sztuka dla duszy.
To jest jeden z tych filmów dla których znane nazwisko jest wystarczającym powodem do tego, aby za wszelką cenę doklejać mu jakieś wartości. Od słuchania muzyki są płyty, a filmy mają coś pokazywać. Niestety, historia biednego folk-mena ganiającego przez pół filmu za kotem, którego droga wiodąca donikąd jest usłana okazjonalnymi występami do kotleta, jakoś niezbyt mnie urzekła. Miałem nadzieję, że ta cała opowieść prowadzi do czegoś co mógłbym uznać za jakiś pozytywny akcent, ale to się kończy tak samo jak się zaczyna. Ten film ogląda się tak jakby to był krótki wycinek z czyjegoś życia, bez początku i zakończenia, po prostu urywek, który niczego nie tłumaczy, oglądamy go i koniec. Ale rozumiem, że jak się ktoś nazywa Coen to w pewnym momencie swojego życia może pozwolić sobie na kręcenie "niczego" a i tak może spodziewać się sowitych oklasków. Ja tego nie kupuję.
Są w filmie stylowe zdjęcia, ale nie takie znów nachalnie stylowe by rozepchnąć formę. Jest gustownie podana muzyka, sama w sobie ledwie urokliwa,szlachetności dodaje producent, świetny producent T.Bone Burnett. John Goodman w epizodzie smacznym wyjątkowo.
Ale to właściwie wszystko co mnie intrygowało w najnowszym filmie Coenów. Nie potrafiłem zachwycić się poszukiwaniami: kota, widowni, producenta, sensu, pieniędzy na ... ,marynarskiego patentu wreszcie...
Nie uległem aurze mrocznego humoru, co w przypadku tych twórców miałem w standardzie. Ogarnęło mnie wrażenie, że tak jak Llewyn bohater filmu, Bracia Coen zaparli się siebie i kręcą się w kółko. Good night, and good luck, esforty.
5/10
Ty się nie nabrałeś na ten film i nie tylko. Wystarczy poczytać na forach. Zarówno tu, jak i w wielu miejscach. Film zbiera najwyżej średnie recenzje u widzów. Fakt, że po pierwszych pokazach krytycy byli bardzo zadowoleni, nie zawsze przekłada się na popularność filmu. Tak jest w tym przypadku. Klimat filmu jeszcze można docenić, ale fabuła jest tak leniwie ciągnąca się i nie dającej jasnej i klarownej celowości, że sporo grono widzów nie dokończy lub wymęczy seans.
Masz rację, że Ceonowie mają swobodę w kręceniu, bo udało im się dojść do miejsca w którym nikt nic im nie narzuca, a ich filmy z reguły są dobrze przyjmowane (i nagradzane). Z drugiej strony nic nie muszą udowadniać, bo kilka ich tytułów są prawdopodobnie nie przeskoczenia. Próbują się tutaj z nieco inną fabułą oraz stroną wizualną - zasługa autora zdjęć - (ale wciąż utrzymaną w ich konwencji). Ten film to nie jest bezpieczny krok, jakim kiedyś były ich "wypełniacze" w rodzaju "Okrucieństwo nie do przyjęcia", czy "Ladykillers" - słabsze wariacje stylistyki ich lepszych filmów.
Ja nie stawiam ich wśród ulubionych, ale dałem im tym razem oszukać. Co zrobić.
Film kończy się jak się kończy. Do przekazania ma tyle ile ma. Rozumiem, że komuś może nie pasować specyficzny styl braci Coen. Rozumiem też, że kogoś może nie bawić ich poczucie humoru. Tym bardziej jestem w stanie pojąć, że kogoś nie urzeka świat muzyki folkowej i film go wynudził. No ale żeby dać mu ocenę 1? Niektórzy naprawdę nie powinni mieć wstępu na tą stronę.
Tak wiele rozumiesz, a nie możesz zaakceptować takiej prostej rzeczy jak to, ze dla kogoś film ten jest po prostu jedynie zmarnowanymi dwiema godzinami, które poświęcił na jego obejrzenie. Ocena 1 to i tak o jeden za dużo biorąc pod uwagę zerową wartość tego filmu.
I kto niby nie powinien mieć dostępu do tej strony? Niech zgadnę... wszyscy ci, których oceny filmu Tobie się nie podobają. Może zasłużyłbym na nieco Twojego "zrozumienia", gdybym film ocenił na hmm choćby 5? No, ale to nadal byłaby Twoja skala. Moja wciąż byłaby równa zeru, tzn. jedynce. Właściwie to przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Jeśli już blokować dostęp do strony ludziom, którzy wystawiają jedynki, to może też poblokujmy tych, którzy niesłusznie walą 10-tki? Oczywiście niesłusznie wg mnie, bo oni nie powinni mieć prawa przyznawać tak wysokich ocen :-).