Jeden z najgorszych filmów, jakie kiedykolwiek było mi dane obejrzeć (przeczekać w irytacji?). Ostrość oceny podyktowana jest z pewnością obiecującymi wiele recenzjami. Dłużące się, nic nie wnoszące do fabuły (?) sceny, fatalna muzyka (rozumiem, że z poziomu braci Coen jest to co najmniej oceniane jako uwznioślający bluegrass, choć w innych filmach byłoby to po prostu tępe, irytujące country - naturalnie lepiej brzmi słowo "muzyka folkowa"), do granic niemożliwości drażniący wyraz twarzy głównego bohatera, wypowiadane przez niego drewniane "mądrości" i tempo, a właściwie brak tempa, czyt. brak akcji, czegokolwiek co by spajało kolejne wydarzenia (o ile wydarzeniami można nazwać kolejne epizody z żałosnego życia chłopca +30).
Przestrzegam!
zastanawialem sie skad na Filmwebie tak niska ocena nowego dziela Coenow, ale chyba nie ma sie co dziwic skoro stado idiotow jak ten powyzej dobralo sie do filmu, ktorego nie sa w stanie zrozumiec. troche to przykre.
Zastanawiam się, ile osób oceniłoby ten film tak wysoko, gdyby nie znali nazwiska reżysera/ów.
czyli jak mniemam 90% profesjonalnych i cenionych krytykow filmowych ocenilo ten film tak wysoko tylko ze wzgledu na naziwska rezyserow?
jezeli ktos bierze opinie krytykow przed obejrzeniem filmu za rekomendacje to nie widze w tym nic zlego, natomiast jezeli na podstawie ocen krytykow wystawia wlasna, to musze sie powtorzyc - jest idiota. natomiast ja pytalem o cos innego, czy wg. ciebie tak wysokie oceny (spojrzmy np. na Metacritic) sa spowodowane jedynie nazwiskiem? nie wydaje mi sie.
Najlepszym krytykiem jest czas, i wątpię żeby obszedł się z historią Llewyna Davisa łagodnie. To porządny film ale w żadnym wypadku nie petarda. I karolek91 ma rację, ludzie za bardzo kierują się opinią profesjonalnych krytyków - widzę to często po sobie, szczególnie z perspektywy czasu.
to ciekawe, bo różnie bywa.
ja poszłam do kina nie bardzo wiedząc co o nim piszą i sądzą krytycy, co jest w recenzjach. kojarzę Coehnów, ale to nie znaczy że wszystkie ich filmy mnie zachwycają i ich nazwisko raczej nie jest dla mnie wyznacznikiem oceny. o samym filmie wiedziałam tyle, że będzie o muzyce :)
piszesz o tym, ze czas jest najlepszym krytykiem - prawda. ja po seansie pomyślałam "niezły film, bez szału" - na filmwebie dałam mu 6 gwiazdek i tyle. ale potem okazało się, że został mi w głowie i ciągle wracał, różnymi detalami, małymi rzeczami, muzyką oczywiście (wiadomo, muzyka kwestia gustu, tu jednak rewelacyjne jest jest scalenie, stopienie z historią, obrazem i narracją - tak że tworzą spójną, jedną całość). i właśnie przez to, że film nie wychodzi mi z głowy, wręcz przeciwnie, wciąż do niego myślami i refleksami wracam - jak dla mnie, w moim przypadku, czas go zweryfikował i pokazał, że jest lepszy niż sądziłam. dziś zmieniłam mu ilość gwiazdek w ocenie ;)
W takim wypadku pozostaje mi tylko pogratulować że znalazłaś "swój" film (nie piszę tego ironicznie, żeby nie było). A pisząc czas miałem na myśli raczej dłuższą perspektywę i pamięć zbiorową, ale ogólnie rozumiem o co Ci chodzi. Po prostu myślę, że ten film zostanie jednak raczej zapomniany przez ogół ludzi, ale to oczywiście tylko moje zdanie.