Nie spodoba się osobie, która patrzy: "O Robert! sweet kocham go! i Bruce! to jest to!"
Ten film jest satyrą kina.
1. Widzowie, którzy bardziej przejmują się śmiercią psa, niż człowieka.
2. Przygłupi aktor (Shon Penn) który jest wielką gwiazdą
3. Producent, który nie pozwala robić reżyserowi jego sztuki, bo chodzi o pieniądze.
4. Gwiazda która jest chorobliwie fanatyczna na punkcie swojej brody (Bruce)
5. W ogóle poszli z aktorem na bezsensowny kompromis ( zgolenie brody do połowy)
6. A na sam koniec, gdy okazało się, że film się nie udał, zostawiła gościa samego w
Cannes.
Od cholery tutaj tego jest. Ale ostrzegam, że nie każdemu się spodoba.
Jeżeli zauważyliście coś jeszcze to dopiszcie, bo pewnie zapomniałem ;]
zgadzam się. Film to jedna wielka satyra, ale nie dla wszystkich bo nie wszystkich interesuje to, co dzieje się za kulisami. Taki producent to kłębek nerwów, z problemami rodzinnymi i użerający się o każdy szczegół, z drugiej strony zamożny obywatel. Film pokazuje, że nawet jeden zły ruch może mieć spore konsekwencje dla niego. Nazwałbym to : humorem branżowym. Coś czego bali się do końca zrealizować Polacy w Superprodukcji (bo dołożyli wątek kryminalny niepotrzebnie zupełnie). Uważam, że film spełnił moje oczekiwania.
Warto nadmienić, iż film stworzyły (sponsorowały) niezależne firmy filmowe.
pozdro.
no właśnie, szkoda że Superprodukcja nie poszła w te stronę,
podobało mi się dołożenie pieska na czerwonym dywanie w Cannes, żeby nie było że zginął naprawdę (i jednak parę oklasków było), podobnie jak parę pozytywnych reakcji na ten całkiem dobry film (czyli na Co jest grane)
No racja racja. Satyra to, to jest i zgadzam się również, że nie można podchodzić do filmu jako filmu akcji, ponieważ gra zarówno Bruce jak i Robert. Jednakże nie zmienia to faktu, że film dla mnie był trochę nudny (mimo że nie jestem zwolenniczką kina akcji - jak np szklana pułapka :))
pozdrawiam :)))))))
satyra na Hollywood...? Gdzie...? Raptem pare watkow ukazujacych jakie to hollywood jest zle i w pogoni za kasa niszczy indywidualnosc, kreatywnosc i artyzm tworcow... Klasyk... Na dodatek przewidywalny, koncowki w cannes chyba kazdy sie domyslil... Ani to nic odkrywczego.. ani specjalnie wznioslego... Prawie 2 godziny zwyklej nudy... Ja Was prosze, satyra na kino to mzoe byc na ten przyklad barton fink, ale nie to... Zeby to chociaz bylo smiesznie... Nuda panie, nuda... Nawet gra bruce'a i roberta nie byla w stanie uratowac nudnego scenariusza... Wiecie co do mnie tak naprawde przemowilo w tym filmie...? Nie to co tam ukazano... Ale wlasnie kontrast miedzy samym filmem, a "gwiazdami" ktore w nim zagraly... Sam film jest szmira, a tymczasem zagraly w nim takie gwiazdy jak robert, bruce czy sean - i to jest dla mnei najwiekszy dowod na upadek wartosci w Hollywood - jak widac los aktora jednak ciezkim jest, skoro takie gwiazdy musza grac w takich szmirach zeby zarobic... :) Zagrac niewazne w czym, aktor przesstaje sie szanowac i gra w czymkolwiek, nawet jesli to chlam - wazne ze dobrze placa... I to mozna nazwac satyra na hollywood... :)