ten film, ni to dramat ni komedia, coś się tam w tle rysuje z refleksji ale nigdy się nie przebija. niezłe ironiczne podejście do terapii dla rozstających się w miłości. no i plus za wspaniałą brodę Willisa - widać, że facet ma potencjał. jednym słowem, amerykanin wziął się za głębsze kino i wyszła z tego autoparodia własnej produkcji. zgrabnie film podsumowuje recenzja Bartosza Staszczyszyna, natomiast ta recenzja montero7 jest pisana pod tezę i mam wrażenie, że jej autor zbytnio się podniecił własną twórczością. niepotrzebnie :)