Powtórka z historii. Wszystko to już było, ale czy nie warto sobie odświeżyć hitchcockowskich dzieł? Czy nie warto przypomnieć sobie starych, dobrych thrillerów w jego stylu? Moim zdaniem tak, ja zrobiłem to z przyjemnością. Fakt, że film jest trochę naiwny, żywy trup ugania się za ofiarą, wstaje co chwila, po każdym swoim wypadku, ale trzeba przyznać, że to w ogóle nie razi, ani oczu, ani umysłu. Dopiero po wyjściu z kina zaczynamy mieć wątpliwości, ale wtedy jest już przecież po wszystkim.
Zemeckis naśladuje Hitchcocka, ale się z tym nie kryje, daje nam do zrozumienia, że właśnie o to mu chodziło. I - co ważne - Zemeckis nie powiela mistrza, co do ujęcia, tak jak na przykład Gus Van Sant w swoim "Psycholu", który to film był całkowitym nieporozumieniem. Scena z wanną - tak podobna do sceny pod prysznicem w "Psychozie" , ale mimo wszystko trzymająca w napięciu i prawie tak samo intensywnie zapadająca w pamięć. Wszystko w tym filmie zrobione jest w starym, ale dobrym stylu i nie wydaje się wcale ostentacyjne, jak większość hollywoodzkich, tego typu produkcji, które bardzo intensywnie epatują komercją.
Tytuł - "Co kryje prawda?" daje do myślenia w czasie całej projekcji filmu. Widz zadaje sobie pytanie: co kryje prawda i odpowiada sobie na nie, co chwila inaczej. Najpierw głównym podejrzanym wydaje się sąsiad, ale zaraz potem okazuje się, że to nie on. Z czasem zostają ujawniane coraz to ciekawsze fakty.
Michelle Pfeifer jest po prostu świetna, mile mnie zaskoczyła, doskonale udało się jej uchwycić (ukazać) słaby punkt granej przez nią bohaterki, a mianowicie wrażliwość. Pani Spencer jest tak wrażliwa, że jest wstanie uwierzyć w to, że jej sąsiad zabił swą żonę. I co najważniejsze, my też w to wierzymy, a może raczej bierzemy pod uwagę, bo z czasem Pfeifer utwierdza na s w przekonaniu, że Claire jest osobą nadwrażliwą i wszystko odczuwa na wyrost. Jej rola jest naprawdę popisowa. Natomiast Harrison Ford może wzbudzać pewne wątpliwości. To prawda, że jego poczciwa twarz nie pasuje do roli zwykłego psychopaty, bo takim jest przecież Norman Spencer. Ale wydaje mi się, że o to właśnie chodziło Zemeckisowi, on chciał żeby pan Spencer nie wzbudzał w nas żadnych podejrzeń i żebyśmy wierzyli w jego słowa za każdym razem, kiedy się tłumaczy przed żoną. Jeśli tak miało być, t0 zamiar udało się reżyserowi spełnić doskonale. Ford wypadł tak bardzo przekonująco w roli przykładnego męża, który okazuje się być mordercą, że zaczynamy się zastanawiać jak z tym wszystkim poradzi sobie Claire. Jak będzie mogła żyć z myślą, że przeżyła tak wiele lat z człowiekiem, który ją zdradzał, zabił swoją kochankę i mógł zabić ją? Jak będzie mogła żyć ze świadomością, że była taka naiwna? Czy będzie w stanie ułożyć sobie jeszcze życie? Tego się nie dowiemy.
Ostatnia scena, w której Claire kładzie różę na grobie byłej kochanki Normana może nam jednak częściowo odpowiedzieć na powyższe pytania. Claire nie powodzi się najgorzej, bo przecież dziękuje swej wybawicielce, jest jej wdzięczna. Gorzej, jeśli reżyser miał, co do tej sceny czysto ostentacyjne zamiary.