Jak na film z Nicholasem Cage'm oczywiście (tak się jakoś złożyło, że go nie lubię, ale to niechęć czysto, hm, personalna, że tak powiem). No i pierwsze co ja bym zrobiła na miejscu głównego bohatera, to zaraz po ogłoszeniu wyroku skazującego zwymyślała tego sędziego od najgorszych (co mu się należało jak psu buda - co za sędzia skazuje na więzienie kogoś, kto zabił w obronie własnej?!)... a później napisała apelację.