PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=211364}
7,7 44 tys. ocen
7,7 10 1 44003
7,0 23 krytyków
Control
powrót do forum filmu Control

czyli "jak odmrazając zarobić i się nie narobić"

weź garść historii słynnego, acz lekko zapomnianego bandu;
holiłudyzuj na wolnym ogniu przez kilka miesięcy;
ugrzecznij z lekka, pomiń co niewygodne, uwypuklił co holiłudzkie;
dobrze wystylizuj, szeroko rozreklamuj;
postaraj się o równoległe wydanie "the best of..."

na koniec usiądź wygodnie napawajać się efektem;

ocenił(a) film na 10
veritaserum

Moim zdaniem film był dobry. Podaj więcej takich filmów.

chester_8

Jakich filmów? Tworzonych wedle ww. przez mnie konwencji? Są takowe i niekoniecznie dotyczyć muszą muzyczno-nostalgicznych klimatów.

ocenił(a) film na 10
veritaserum

Każdy film obecnie nastawiony jest na komercje, więc Twoje oburzenie jest bezpodstawne.

chester_8

Nie każdy film nastawiony jest na komercję, istnieje coś takiego jak kino niezależne i twórcy, którzy jednakowoż chcą odbiorcy coś przekazać.
Ale ja nie o tym.
Moja awersja w stosunku do "Control" spowodowana jest oczywistym spłaszczeniem tematu, w celu podporządkowania go prawom rządącym show-businessem. Generalnie ów film biograficznym nie jest. Jest to po prostu historia muzyka widzianego oczami żony, zrealizowana zresztą podług konwencji "tu coś przytniemy, tu uwypuklimy". Bardzo wiele istotnych spraw zostało pominiętych, po to aby film mógł zostać przełknięty przez masową publikę, która spłaszczania się domaga.
Curtis nie był i nie jest artystą dla mas, muzyka JD to nie gatunek "podchodzą mi dwa kawąłki, a reszta nie", taki temat aż domaga się należytego potraktowania, natomiast pan Corbijn zrobił to bardzo powierzchownie i, jak mam mniemam - tylko dla zysku.

ocenił(a) film na 10
veritaserum

hm ominiecie niewygodnych spraw-czyzby chodzil ci o oslawione sex drugs and rock and roll. mam nadzieje ze nie jestes az tak powierzchowny. control dla masowej publiki-no nie wiem. moim zdanie bylby wlasnie gdyby bylo w nim chlanie i cpanie.
zdaje sobie sprawe z tego ze byc moze control nie jest filmem doskonalym ale mam do niego ogromny sentyment. i jest ogromnie poruszajacy. a przede wszystkim zawdzieczam mu to ze piszac tego posta slucha sobie wlasnie kawalka dead souls

duende_2

Nie, nie to mam na mysli, choć ten film bez drugów taki nieprzekonujący się wydaje :p
Curtis był skrajnym nihilistą, czego odzwierciedlenie można znaleźć w tekstach jego autorstwa,dziś prawdopodobnie zostałby nazwany "nadwrażliwcem" i myslę, że była to głowna przyczyna jego problemów. Choć, oczywiście, mogę sie mylić...sprwoadzanie jednak powodu samobójstwa do niemożności wyboru między żoną a kochanką - smieszne. Toż ten Corbijn stara się ludziom wstawić niezły kit! ;) W którym miejsu z tego filmu wyziera obraz pana Curtisa jako Artysty i człowieka o rozległych zainteresowaniach?
Film jest powierzchowny, publika tego się domaga, masowy odbiorca nie będzie rozgryzał problemów szarpiących duszą głownego bohatera i pan Corbijn dobrze o tym wie.
Chlanie i ćpanie powiadasz? Ten film miał chyba za zadanie zrobić z Curtisa taniego idola, tak więc 'ćpania i chlania' faktycznie zabrakło, z pewnością dopełniłoby ono katastrofy.

ocenił(a) film na 8
veritaserum

Nie przesadzałbym z tym spłaszczeniem tematu i robieniem filmu pod publikę masową. Przecież ten film nie sprowadza powodów jego samobójstwa do rozdarcia między żoną i kochanką (no chyba, że inne filmy widzieliśmy). Są zaakcentowane wyraźnie jego problemy ze zdrowiem, jak dla mnie mocno w tym fimie widać jego pewne wyobcowanie ze świata (nie wiem czy to dobre określenie), natomiast obraz Curtisa jako artysty chyba w wystarczającym stopniu tworzą właśnie napisane przezeń teksty (przecież śpiewane przez niego kawałki są tu nieodłączną częścią tego filmu). Mam poza tym poważne wątpliwości co do tego do jak 'masowej' publiczności on dotrze. Pierwsze słyszę, żeby muzyka Joy Division była jakoś super-hiper-cholernie popularna.

ocenił(a) film na 8
veritaserum

PROSTY PRZEPIS NA ZAROBIENIE KASY NA FILMIE O ZESPOLE MUZYCZNYM

1. Podstawą jest temat, czyli zespól, który bierzesz na warsztat. Daruj sobie grupy znane nawet tym ludziom, którzy nie interesują się muzyką. Najlepsze są zespoły maksymalnie niszowe, które istniały krótko i tworzyły trudną, niezrozumiałą dla większości ludzi, muzykę.

2. Do napisania scenariusza zaciągnij osobę w jakiś sposób związaną z muzykiem, o którym robisz film - to po to, aby film był tak kłamliwy i nieprawdziwy, jak się da.

3. Niech film będzie długi i czarno-biały. Koniecznie.

4. Dopilnuj, by filmie było jak najwięcej depresyjnych, realistycznych scen.

5. Pozostaje kwestia dystrybucji. Prosta zasada: im mniej kin, tym lepiej. W ogóle najlepiej daj sobie spokój z kinami i pokazuj swoje dzieło na festiwalach. Ot, co!

Jeżeli zrobiłeś wszystko jak należy, to teraz możesz odpalać cygara od banknotów studolarowych, kąpać się w szampanie (choć nie, w Crystalu!) i patrzeć jak laski na twój widok ściągają majtki przez głowę.

...

A teraz serio. Przeczytaj raz jeszcze swoje posty. Nie liczę na wiele, ale może (MOŻE!) przekonasz się, że wielokrotnie sam sobie zaprzeczyłeś. Chyba wiem, na co liczyłeś jako wierny fan Joy Division: na możliwie jak najbardziej szczegółową biografię zespołu. OK. Ale nie miej pretensji do kota za to, że nie jest psem. Corbijn stworzył przede wszystkim poruszający dramat psychologiczny, a to, że opowiada o zespole muzycznym, to druga sprawa.

"W którym miejsu z tego filmu wyziera obraz pana Curtisa jako Artysty i człowieka o rozległych zainteresowaniach?"

Z całego filmu. W pokoju Iana kamerzysta pokazuje nam naszywkę z nazwiskiem Jima Morrisona z The Doors, jednej z ulubionych kapel Curtisa. W tej samej scenie Curtis jest także pokazany jako nierozumiany przez otoczenie poeta (zna na pamięć Wordswortha). Z Debbie idzie na koncert Davida Bowie, który miał wielki wpływ na jego twórczość, a z kumplami, z którymi stworzy potem zespół - na Sex Pistols. Mówi o swojej fascynacji "Czasem Apokalipsy", zauważa, że Marlon Brando czyta poemat T.S. Eliota. Pokazane jest, że przed popełnieniem samobójstwa odsłuchuje płytę Iggy'ego Popa. A ponad wszystko pisze dramatyczny list do Annik, w którym zadaje sporo zastanawiających pytań.

Wiesz co? Może jeszcze raz zobacz ten film, ale teraz - dla odmiany - z otwartymi oczami.

Petrikauer

Naprawdę uważasz, że krytykuję Control bo Corbijn zarobił na tym filmie? Misjonarzem facet jest, niszowym reżyserkiem, który potrzebuje dzieła, zeby się wybić, też nie. Jestem świadoma, że w dzisiejszym kinie nie ma filmów niekomercyjnych, bo każdy chce na swym dziele zarobić. To wszystko - rozumiem. Mój sprzeciw jednak pojawia się w momencie, kiedy odnoszę wrażenie, że film, tak szeroko rozreklamowany, zawierający tematykę mi bliską, budzący moje nadzieje, zawiera więcej tandeciarskich chwytów niż chęci przekazania czegokolwiek.

"Nie liczę na wiele, ale może (MOŻE!) przekonasz się, że wielokrotnie sam sobie zaprzeczyłeś." - jestem panią proszę pana/i.

"Chyba wiem, na co liczyłeś jako wierny fan Joy Division: na możliwie jak najbardziej szczegółową biografię zespołu." Nie. Liczylam na w miarę obiektywny obraz lidera zespołu, uwzględniający jego wady jak i zalety, postrzeganie otoczającego świata, jak i przede wszystkim problemy, które złozyly się na ostateczne pozegnanie się ze światem. Na to liczyłam, a dostałam lawstory. Typową historię młodego człowieka, który postanowił żyć "po dorosłemu" zanim faktycznie dorosnął, z przewijającą się, gdzieś tam w tle, muzyką.

Co do nastepnego akapitu - milutko, że zwróciłeś/aś uwagę na te detale, ale są to - tak, szczegóły! Wskazują one na zainteresowania Curtisa, ale nie widzę tam ani słowa o jego twórczości...przecież teksty JD przekazują i wyjasniają wszystko. Poza tym zauwazyłam, ze utwory wybrane do filmu pochodzą głownie z początku ich twórczości, kiedy bardziej w stronę post-punka się skłaniali. Ani sladu zimnej fali.

veritaserum

pomiędzy "misjonarzem" a "jest", powinno być "nie"*

ocenił(a) film na 8
veritaserum

"Naprawdę uważasz, że krytykuję Control bo Corbijn zarobił na tym filmie?"

Nie, bo nie zarobił. ;) Ty jednak ewidentnie insynuujesz, że "Control" to film z założenia komercyjny, a nie artystyczny. Corbijn nie potrzebuje filmu do tego, aby się wzbogacić - jako jeden z najbardziej utytułowanych fotografów i reżyserów teledysków nie narzeka na brak zajęć. Nie sądzę też, by film był szeroko rozreklamowany - ja po raz pierwszy przeczytałem o nim na depechemode.pl, potem widziałem tylko kilka niewielkich artykułów w prasie.

"Liczylam na w miarę obiektywny obraz lidera zespołu, uwzględniający jego wady jak i zalety, postrzeganie otoczającego świata, jak i przede wszystkim problemy, które złozyly się na ostateczne pozegnanie się ze światem. Na to liczyłam, a dostałam lawstory."

Wydaje mi się, że w "Control" dostaliśmy całkiem pełny obraz Curtisa: z jednej strony licealista eksperymentujący z używkami, z drugiej - ponadprzeciętnie inteligenty na swój wiek poeta i muzyk, który bardzo szybko dorasta. Do tego dochodzi choroba Iana, którą mogę porównać chyba tylko do głuchoty Beethovena (scena, w której Curtis musi odmówić wyjścia na scenę jest chyba najbardziej poruszająca w całym filmie). To prawda, że film nie mówi wszystkiego wprost i że można pomyśleć, że Curtis zabił się z powodu miłości. Wsłuchanie się w to, co Ian mówi na samym początku i w to, co pisze w liście do Annik, pomoże jednak zrozumieć, że podstawy do jego decyzji były o wiele głębsze.

"Wskazują one na zainteresowania Curtisa, ale nie widzę tam ani słowa o jego twórczości...przecież teksty JD przekazują i wyjasniają wszystko. Poza tym zauwazyłam, ze utwory wybrane do filmu pochodzą głownie z początku ich twórczości, kiedy bardziej w stronę post-punka się skłaniali. Ani sladu zimnej fali."

No właśnie, teksty piosenek wyjaśniają wszystko, czego jeszcze oczekiwać? Może jeszcze tego, co złożyło się na twórczość Curtisa i JD w ogóle, ale Corbijn to wspaniale pokazał (no OK, zabrakło mi "Warszawy" Davida Bowie, ale to już pewnie kwestia praw autorskich i ciasnego budżetu). Jeśli chodzi o muzykę to faktycznie środek ciężkości jest przesunięty na stronę początków JD, ale film to nie dyskografia. Miłym akcentem było jednak New Order.

Petrikauer

Przede wszystkim "Control" obiektywny być nie mógł, z prostego powodu - scenariusz opiera się na ksiązce autorstwa Deborah Curtis "Touching from the Distance". I to był błąd nr 1. Jesli - tak jak utrzymuje Corbijn - film miał być hołdem dla twórczośc Joy Division, opieranie się na źródle tak bardzo subiektywnym [ i tylko na nim! ] to po prostu kpina. Obraz ten powinnien nosić tytuł "Ian Curtis - oczami żony" i wtedy moje pretensje i zażalenie względem osoby reżysera byłyby mniejsze ;)
Jeśli spojrzeć na zagadnienie z tej strony, wszystko staje się jasne. Nazbyt rozbudowany wątek miłosny - bo z perspektywy żony własnie to było najważniejsze. Sprowadzenie motywów samoóbjstwa do ww. wątku - bo pewnie Deborah właśnie w tym przyczn upatrywała.
Ale gdzie tu obiektywizm? Jesli rezyser podejmuje się nakręcenia "hołdu" o postaci tak złożonej i skomplikowanej, świadectwo jednej osoby nie będzie wystarczające.
Corbijnowi najlepiej wychodzi reżyserowanie teledysków - i to widać. Dla mnie "control" to nierozbudowany szkic - i jedynie szkic, czegoś co mogło przerodzić się w udzielający odpowiedzi i cokolwiek wyjasniający obraz. Fabuła kuleje, oscylując wokół jednego wątku, pomija [lub bagatezliuje] inne. Dociekliwy widz postawi sobie pytania dotyczące historii Curtisa, małowymagającemu [badź będącemu-nie-w-temacie] takie ubogie wątki wystarczą.
Obraz Corbijna nic nie wnosi, nic nie wyjaśnia - po wyjściu z kina moja wiedza o motywach działania Curtisa była mniej więcej taka sama, jak przed seansem. Nawet gorzej - laik w dziedzinie JD pomyśli, że chłopak zabił się z powodu tego nieszczęsnego wątku miłosnego! A przecież Curtis nadwrazliwcem był, nie potrafił odnaleźć się w otaczającej go rzeczywistosci, co ujście i wyraz znajduje w tekstach utwórów.

Czy Corbijn zarobił, czy nie - swoje dostał napewno. Podjął się karkołomnego zadania i nie wyszło, cóz. Zabrakło autentyczności, zabrakło emocji.

ocenił(a) film na 10
veritaserum

Tak, aby skwitować tę wymianę zdań i swoje zdanie na ten temat wpleść, odniosę się do ostatniego zdania pochodzącego z ostatniej Twej wypowiedzi moja poprzedniczko.
"Podjął się karkołomnego zadania i nie wyszło, cóz. Zabrakło autentyczności, zabrakło emocji."
Emocje, jak kolwiek na ten film by nie spojrzeć, czy to na próbę przedstawienia biografii zespołu czy na dramat psychologiczny zachaczający tylko o temat, SĄ. I osoba wrażliwa ( nie podważając Twojej wrażliwości ) dostrzeże je bez problemu. Jeśli chodzi o autentyczność to akurat zgodzę się po części z Twoją opinią,<u> ale podkreślam</u>, tylko po części. ponieważ możnaby tutaj rzeczywiście dyskutować na temat tego, czy wizerunek Iana Curtisa i zespołu, przedstawiony przez Deborah Curtis, żona wokalisty, autorka książki, na podstawie której powstał film ( weźmy tu poprawkę na to,iz z czasem owa kobieta została bezprecedensowo odsunięta od zespołu ) jest wizerunkiem prawdziwym i odzwierciedlającym osobowość Iana.

ocenił(a) film na 3
veritaserum

Dla mnie film był BARDZO słaby. Pominęli wiele momentów z "życia" JD. Nudny, nieciekawy. Plus dla tego filmu za "kolorystyke" i grę Sama Riley'a.

ocenił(a) film na 9
dee_dee_3

nie po raz pierwszy ktoś wspomina o pominięciu wielu momentów z życia Joy Division. Może ktoś w końcu wskazać jak wiele opuścił lub spłycił Corbijn? oczywiście, bez wymieniania choroby, samobójstwa i wyobcowania Curtisa.

veritaserum

dobre :))))))))))))))))))))))) .

veritaserum

Plusem w tym filmie jest pokazanie choroby Iana, która na pewno miała na pewno większy wpływ na jego losy, twórczość,...Jest tam motyw, w którym lekarz wymieniając leki mówi Ianowi o skutkach ubocznych, m.in. o depresji. Ponadto wydaje mi się, że reżyser (obojętnie czy dla kasy , czy też nie) próbował pokazać Iana jako normalnego człowieka, który nie za bardzo potrafi sobie z tym wszystkim poradzić. I właśnie słusznie, że sugerował się książką jego żony, a nie np. wspomnieniami kolegów albo co gorsza, fanów.
Zresztą z idolami juz tak jest, że każdy widzi ich tak jakby chciał ich widzieć, pewne rzeczy po prostu się pomija, bo nam psują koncepcję obrazu.Corbijn spędził trochę czasu z Curtisem, postanowił nakręcić o nim film i zrobił to. Dzięki mu i za to.

TURSKI

moim zdaniem to nie prawda, ze film pokazal, ze samobojstwo bylo jedynie wynikiem niemoznosci wybrania pomiedzy zona a kochanka. zwrocono pzreciez uwage na to, ze curtis mial juz dosyc zespolu, juz go to nie cieszylo. oraz oczywiscie na problemy ze zdrowiem. czy jego postac byla zbyt wyidealizowana? moze momentami byla, trudno mi to ocenic, bo zawsze bedziemy tlumaczyc sobie wady na korzysc naszego idola