Zaskakująco, biorąc pod uwagę skromne doświadczenie reżysera, udana biografia Iana Curtisa. Podana z dużą dawką humoru, co również może budzić zdziwienie, gdy oczekiwało się raczej obrazu skąpanego w ponurej melancholii. Kino dobrze zagrane, efektownie sfotografowane (Corbijn akurat na tym się zna) i opatrzone dużą dawką pysznej muzyki - wbrew pozorom, nie tylko autorstwa Joy Division. Na soundtracku przewijają się wszystkie najważniejsze inspiracje wokalisty, włączywszy Davida Bowie, Roxy Music, Lou Reeda czy Sex Pistols. Nie jest wprawdzie "Control" pozbawiony wad, kuleje na ten przykład warstwa psychologiczna, ale i tak jest to jedna z lepszych biografii "muzycznych" jakie powstały. Do perełek pokroju "The Doors" daleko, ale z Morrisonem wszak też trudno byłoby komukolwiek konkurować.
Kurcze, sam nie wiem. Chyba muszę się w końcu przemóc i spróbować pisać te komentarze na trzeźwo. Film zatarł się w mojej pamięci, toteż dokładnie ciężko stwierdzić.