Trwający w jałowym małżeństwie mężczyzna, nawiązuje romans ze swą sąsiadką. Kobieta wyjawia kochankowi, iż jej dotychczasowy partner planuje go zabić...
Środkowa część trylogii giallo w reżyserii Umberto Lenziego, w skład której wchodzą również "Orgasmo" oraz Paranoia". Wszystkie trzy filmy łączy kryminalna intryga wykorzystująca motywy zdrady, pożądania i morderczych knowań oraz udział Carroll Baker w roli głównej. W "Così dolce... così perversa" na ekranie partneruje jej Jean-Louis Trintignant, który wciela się w postać tyleż kochliwego, co pechowego biznesmena.
Fabuła skonstruowana została według podobnego schematu, jak miało to miejsce w przypadku "Orgasmo": pierwsza godzina to niezbyt przekonujący romans, następnie dostajemy zwrot akcji, po którym napięcie ma już tylko rosnąć. Tak przynajmniej wygląda to w teorii, bowiem przyznać muszę, że pod względem suspensu i zaskoczeń, obraz Lenziego prezentuje się zgoła ubogo. Trochę tutaj Hitchcocka, trochę patentów z "Diabolique" Clouzota. Wprawdzie scenariusz nie małpuje bezmyślnie cudzych rozwiązań, stara się z nich zrobić własny użytek, niemniej i tak wypada to mało zajmująco. Rozwój wydarzeń jest dość łatwy do przewidzenia, ciężko za to utożsamiać się z którąkolwiek z postaci, toteż emocji w trakcie seansu niewiele. Zważywszy na podobieństwa względem wcześniejszego "Orgasmo" (w zasadzie ograniczono się jedynie do poprzesuwania poszczególnych akcentów), oskarżenia o eksploatowanie sprawdzonej formuły wydają się być w pełni uprawnione. Plus ścieżka dźwiękowa od Ortolaniego.