do tego Horner powiela klimaty muzyczne z Troi. Cały obraz jakby wtórny. Przesycony patosem jak Patriota Emmericha, tam jednak historia wciągała bez reszty i był Gibson. 6/10.
Właściwie masz rację. Za dużo było tego "patosu", co przy 2,5 godzinnym filmie mogło trochę zmęczyć. Plusem filmu jest - w zasadzie - dość wierne przedstawienie wydarzeń powstania Cristiady (1926-29), co wyróżnia pozytywnie ten obraz w stosunku do konkurencji z Hollywood. Aktorstwo również stało na niezłym poziomie, a Ruben Blades jako prezydent Callen był dla mnie MAGNIFIQUE. Może niewiele go było ale świetnie wykreował postać, która w Meksyku jest czczona przez socjalistów, a nienawidzona przez konserwatystów (w większości katolików).
Wszystko o czym piszesz ... już było omawiane na innych wątkach. Szkoda nawet odpowiadać. Poczytaj.
a czy ja gdzieś zadałem jakieś pytanie abym oczekiwał odpowiedzi? poza tym co z tego, że było omawiane, regulamin filmweb zabrania kolejnego komentarza? puknij się z tym postem w makówę