Naprawdę jest mi przykro, że filmy jak ten są ignorowane przez publiczność i niedoceniane. Średnia tu, jak i na IMDb, wskazuje, że mamy do czynienia z tworem zupełnie nieudanym, a ja uważam, że dla fanów gatunku jest to pozycja warta poświęcenia niecałych dwóch godzin. Tym bardziej jest mi przykro, że mam świadomość, że kolejne rozszerzenia uznanych franczyz [np. Prey (2022)] bywają admirowane, podczas gdy zaprzepaszczają dorobek oryginału i są wręcz jego parodią. Nie rozumiem tego fenomenu. Nie rozumiem, czego widzowie oczekują od horroru. Przez to malkontenctwo być może talent oryginalnego reżysera zostanie zmarnowany, a on sam nie zostanie płodnym twórcą.
Cuckoo przez pierwszą połowę nastrojem przypomina Wizytę (2015): na powrót jesteśmy w gościach, po raz kolejny gospodarze zachowują się jakoś dziwnie i udzielają zastanawiających odpowiedzi, znowuż po zmroku lepiej nie wyściubiać nosa z pokoju i na dodatek pojawia się kobieta o upiornych ruchach (pamiętacie chyba babcię z przytaczanego filmu Shyamalana?). W powykręcanym chodzie blondwłosej antagonistki wybrzmiewało echo Ju-on (2002), może trochę Ringu (2003), może Opowieści o dwóch siostrach (2003). Uwielbiam takie creepy wstawki. Pewnie dało się to zrobić mniej ekstrawagancko, ale w to w końcu kino grozy.
Komentujący narzekają na scenariusz. A cóż w nim nie tak? Szalony naukowiec to w filmie zawsze frajda, a pomysł z pasożytnictwem lęgowym, nieświadomymi surogatkami i tworzeniem nowego gatunku ubranego w ludzką powłokę (dlaczego mnie nie dziwi, że znowu nadludzkie projekty są realizowane na terenie Niemiec?) został wykonany w sposób kompletnie odjechany, nawet otrzymaliśmy porcję body horroru.
Dlaczego nikt nie docenia tego, jak przedstawiono trans, w jaki wpadały ofiary w reakcji na dźwięk wydobywany przez maszkary? Te manipulacje czasu powodowały niezły mętlik w głowie i były kolejnym fajnym horrorowym dodatkiem.
Nieźle też zagrano z widzem, jeśli chodzi o matkę głównej protagonistki. Niby można się od pewnego momentu domyślać prawdy, ale pewność przychodzi z czasem. Mnie to nie wygląda jak element słabego scenariusza, ale dobrze przemyślana rzecz, której potencjał wykorzystano w pełni (apel młodszej siostry do matki Gretchen, który spowodował zmianę nastawienia głównej bohaterki do dziewczynki). No i kto domyślił się od razu, kim naprawdę jest dziewczynka i dlaczego nie potrafi artykułować słów? i że korzenie tej ponurej historii sięgają lata wstecz?
Okej, można tej opowieści zarzucić, że jest tu zbyt dużo niejasności i że wykonanie tego rodzaju szalonego planu wymagałoby większych nakładów ludzkich i znacznie większej ostrożności, a co za tym idzie piecza nad straszydłami powinna być na wyższym poziomie, a nie ograniczać się do melodii z fletu, ale hej, dałem 7/10. Nie mówię, że to horror perfekcyjny, ale jest dobrze.
Podbijam, komentarz powinien być przypięty na górze zamiast wypocin malkontentów. Chyba jakaś zorganizowana akcja przeciw reżyserowi.
Oj, nie szedłbym tak daleko, szukanie usilnie ukrytych motywów złej oceny to jak z drugiej strony barykady, kiedy przeciwnicy pozytywnej opinii o filmie imputują, że musi być opłacona. Zakładajmy, że to zwykła różnica gustów, póki nie będzie dowodów na fałszywość.
Ale tak, film w moich oczach też zasługuje na wyższą średnią ocenę.