Chyba najsłabsza ekranizacja powieści Johna le Carrégo. Mocno spłyca lub pomija rozmaite wątki, przez co zwłaszcza z głównego bohatera - polskiego marynarza-kobieciarza, który (inaczej niż w książce) niedawno uciekł w Wielkiej Brytanii ze statku i ubiega się o azyl - zrobiła się postać zgoła absurdalna, o arcypolskim nazwisku Friedrich Wilhelm Leiser i zdumiewająco biegłej angielszczyźnie. Do tego dochodzą groteskowo nieprawdziwe NRD-owskie realia (zwłaszcza wszystkie sceny w hotelu) i finał z łopatologiczną puentą.