W starych ekranizacjach książek Kinga do pewnego momentu plusują dialogami żywcem wziętymi z powieści. Niestety odrzucone lub zmienione całkowicie wątki umniejszają filmom. Tak było w przypadku Christine i tak jest tym razem, z zakończeniem książkowym całkowicie zmienionym, strzelili sobie w kolano. To filmowe było bez sensu, zawżywszy, że z wynudzonej życiem mamuśki zrobili wiejskiego rambo. Obsada też kiepsko dobrana poza psem.