Na początku mojego posta pragnę nadmienić, że nie troluję.... : ) Film jest po prostu nudny i tak przewidywalny, że głowa mała. Aktorstwo-żenada...Worthington w "Długu" był jak drewno trochę, ale wtedy myślałam, że to jego sposób na zagranie trochę "dziwnego", zamkniętego w sobie bohatera. Po "Człowieku..." widzę, że to jego sposób na zagranie wszystkiego. Tu na dodatek dostrzegłam, że ma strasznie bezmyślną i pozbawiona uczuć gębę (tak GĘBĘ). Pozostałe role też do bani, nawet Harris miał w sobie tyle diaboliczności, co Gargamel. Postaci proste i jednowymiarowe, bez krztyny szarości. Dialogi sztuczne, z zupełnie nieśmiesznymi i pasującymi do sytuacji, jak pięść do oka, dowcipasami...Ten perfekcjonizm bohaterów, dziewczyny brata...Żałosne...No i to zakończenie, kiedy wszyscy po ucieczce z więzienia, włamaniu i udawaniu zgonu (ojciec), czyli po paru przestępstwach poszli "w promieniach zachodzącego słońca" na piwo...Na kino czysto rozrywkowe za nudne, na poważne- za bzdurne...Dobre jest w tym filmie jedno- mam już go za sobą...Ludzie, co za ulga!