Kino fantastyczne firmowane jego nazwiskiem zawsze pozytywnie odcinało się na tle wysokobudżetowej hollywoodzkiej papki - i to nie tylko za sprawą dawki przemocy i erotyki nieczęsto spotykanej w pierwszoligowych, zwykle "ugrzecznionych" produkcjach.
Tutaj niby sugeruje nam pod rozwagę jakiś problem etyczny, ale traktuje to powierzchownie i nie rozwija, zresztą w kinie rozrywkowym to nie konieczne. Rzecz jednak w tym, że z owym "bawieniem widza" też nie jest za dobrze.
O ile początek jest efektowny wg. niezawodnej recepty starego Hitcha, to w drugiej części scenarzysta idzie na łatwiznę i zamyka bohaterów w laboratorium zmieniając film w schematyczny, a więc przewidywalny i nudny horror, tyle że okraszony lepszymi efektami niż większość podobnych historii - spece od efektów spisali się znakomicie.