Cóż, sama prawda (mam na myśli zarówno Twoją wypowiedź, jak i Verhoevena). Mniej więcej w połowie filmu uświadomiłem sobie, że widziałem go już ładnych parę lat temu, ale zupełnie o nim zapomniałem, co byłoby niemożliwe w przypadku produkcji tego reżysera z lat 80 i pierwszej połowy lat 90.

Kariera Holendra w Hollywood to równia pochyła - od inteligentnych filmów rozrywkowych ("Robocop", "Nagi instynkt") poprzez sympatyczną, przyjemną w odbiorze rozwałkę ("Pamięć absolutna") aż po taką bzdurę jak "Człowiek widmo". Jeszcze "Żołnierze kosmosu" bronią się tym, że reżyser wziął historię opowiadaną w filmie w duży nawias, puścił oko do widza i stworzył całkiem niezłą, moim zdaniem, satyrę na militaryzm, ale "Hollow Mana" nie uratuje już nic. Być może po części to właśnie ten film spowodował, że Verhoeven nie cieszy się uznaniem, na jakie zasłużył - zarówno wśród widzów, jak i krytyków. Chociaż raczej bardziej zaszkodziło mu "Showgirls" (moim zdaniem minimalnie lepsze).

Ode mnie 3/10, bo ma trochę fajnego klimatu S-F klasy C/D. Trzeba będzie za jakiś czas poszerzyć znajomość filmografii Holendra o niektóre pozycje z czasów pracy we własnym kraju (na pierwszy ogień pewnie pójdą "Tureckie owoce").