Serce się kraje stawiając 'Le Havre' niską ocenę, ale więcej nie będzie, nie ma z czego wyciągnąć. Pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl to 'nie, to niemożliwe, żeby ten film powstał w 2011 roku'. Nie chodzi tu nawet o to, co widzimy na ekranie, małe, portowe miasteczko, sklepiki wyciągnięte z broszurki z lat '60, nawet takich samochodów nie uświadczy na drogach od lat, tu chodzi o sposób kręcenia, amerykański kadr 3/4, przeciągnięte sceny... Właśnie. Przeciągnięte. Ogromną wadą tego filmu jest strasznie rozwleczona akcja, sunąca leniwie, kapiąca niczym krew z nosa, podparta do tego bardzo nieumiejętnie i sztucznie napisanymi dialogami i podobną grą aktorską. Zupełnie przez to siada wiarygodność i tak skrajnie przewidywalnej (poza kończącą woltą) historii, co skutkuje zupełnym brakiem zaangażowania i zainteresowania widza opowiadaną fabułą. Jedyne, na co warto zwrócić uwagę to całkiem przyjemne obrazki oraz spokojna, stonowana muzyka (lecz za montaż koncertu komuś należy się ogromna nagana). I mimo wszystko czuć tu czasami nieco żaru, odrobinkę ciepła niesionego przez historię, jest nawet ciut suspensu podczas sceny z ananasem. Niestety, 'Człowiek z Hawru' w żaden sposób mnie do siebie nie przekonał; kina Kaurismakiego nie znam i przynajmniej po seansie tego filmu przez jakiś czas na celowniku miał nie będę. Opowieści o 'ludziach niewidzialnych' czy z marginesu według mnie znacznie lepiej wychodzą Anglikom i to ich kino polecam.
Otóż to. Dodatkowo historia mocno oderwana od rzeczywistości. Wyidealizowany do bólu obraz migrantów i ich przemytników, wszechogarniająca ckliwość, oficer policji tknięty odruchem litości... Oj nie, takich filmów to ja nie chcę oglądać.
Domyślam się, że ani ty, ani założyciel tematu filmów Kaurismakiego raczej nie znacie...
PS To nie zarzut!
Gdybym znał filmy Kaurismakiego, czy moja ocena "Człowieka z Havru" byłaby inna? Śmiem wątpić. Są ludzie, którzy uważają się za znawców sztuki i zachwycają się obrazem "Pomarańczowe, czerwone, żółte". Co więcej, uważają go za najlepszy (sądząc po cenie) obraz na świecie. Cóż, ludzie często działają na zasadzie "miliony much siadają na g..., a przecież miliony nie mogą się mylić". Smutne, ale prawdziwe.
Nie wiem czy ocena byłaby wyższa, ale nie o to mi chodziło. Rzecz w tym, że gdybyście znali kino tego pana, to nie narzekalibyście na to wolne tempo, oderwanie od rzeczywistości, ckliwość (choć nie "wszechogarniającą" ;)) czy pewną archaiczność tego świata (samochody, meble, różne inne sprzęty), bo to wszystko to charakterystyczne elementy jego filmów, obecne w niemal każdym jego dziele. Oczywiście, że nie każdy to kupi (sam się długo do tego kina przekonywałem), ale narzekać na to to jak narzekać na wulgarność w filmie Tarantino :)
BTW: nie rozumiem co ma ten obraz ("Pomarańczowe, czerwone, żółte") i kino Kaurismakiego do wspomnianych "milionów much". Przecież i jedno, i drugie jest własnie jak najdalej od sztuki masowej, do której ciągną te miliony...