i co tu począć z tym Tarrem ? zachwyca,jednak nie zachwyca..
gdybym wszystkim jego filmom jakie dotychczas widziałem (wielka trójca) miał wystawiac ocenę za stronę wizualną,to Tango i Potępienie otrzymały by po 10 (Harmoni nie licze,bo przed chwilą podniosłem do maxa). Ale nie moge,nie moge bo w każdym jego obrazie następuje moment kiedy ta magia się kończy. Arcygenialne zdjęcia jakżeby inaczej nadal są,biesiadna muzyka i owszem,ale...
W Człowieku z Londynu ta magia dla mnie skończyła się już po 8 minutach. Po zmianie pierwszego ujęcia w którym z okien latarni obserwujemy ludzi schodzących z pokładu,poznajemy bohatera który nie robi zupełnie nic żeby nas sobą zainteresować.
Suszenie pieniędzy to za mało,gra w szachy w barze <kiwa palcem>,kłótnie z żoną w których wydziera się na cały głos <w dodatku nie swój>.
Jedynie w scenach z córką,jakoś go rozumiemy. W miejscu pracy z której się utrzymuje,możemy przyuważyć jaki to z niego zakompleksiony outsider.
do czasu...bo pewnego wieczoru z daleka obserwuje scenę morderstwa <wielbicielom Godarda a zwłaszcza Szalonego Pierrocika rzekomą rzecz polecam> co spodowuje że,jego życie się zmieni. Zmieni,i to na dobre ale ja nie zdradze jak.
problem z tym gostkiem jest taki,że nie mogłem się z nim utożsamić.
Tak samo miałem z Tangiem tyle,że tam przez ekran przewija się tyle osób że co godzine musiałem być kimś innym ;)
Harmonie były pod tym względem idealne,Potępienie też. Za to w Człowieku z Londynu,nie znalazłem nikogo takiego.
ani żona,ani córka <choć może ta najbardziej>,ani właściciel baru,ani tytułowy jegomość,no nikt.
nie znalazłem tu nikogo kogo mógłbym polubić,przywiązać no chyba,że brac pod uwage latarnie ;D
kolejna rzecz jaką Człowiekowi musze zarzucić,to dialogi. Niby takie głębokie,a w wielu miejscach trącą o banał i co gorsza przerywają te cudowne milczące ujęcia ;)
a już angielski,tak pokraczny i sztuczny że uszy puchną.
kryminał to nie za bardzo jest,ale znając Tarra on nawet z westernu zrobiłby czarno-biały mistyczny obraz z cudownymi ujęciami...na sypiący się piasek i kule toczoną przez wiatr.
niedosyt mam co do zakończenia,bo kiedy się już wszystko wyjaśniło gdzie ukryty jest trup przechodzimy do baru gdzie łapówy za milczenie są wręczane. Żona zabitego dostaje,nasz chopok też i tu film dopiero powinien się zacząć,a kończy,się kończy mocium panowie i smutno mi się zrobiło :(
Żeby nie było,że uciekam od tego noir.
jakbym miał zakwalifikować CZL jako ten gatunek to na wzór poszedłby "Amerykański przyjaciel" Wendersa. Tu kryminał polega na tym,że się o nim mówi a nie za bardzo pokazuje.
bohater przeżywa wewnętrzne rozterki do tego czy zabić,czy wyjawić że ktoś zabił.
a już w połączeniu z operatorką,na myśl przychodzą tylko ekspresjonistyczne noirki pana Langa.
dosyć pieprzenia.
Bela w formie a pomimo <tylko> 8 to i tak najlepszy film ostatnich lat.
choć drugi Stalker to to nie jest.