"Ojciec Chrzestny" to arcydzieło, "Scarface"- naiwna opowiastka z morałem, w dodatku wpychanym na siłę przez kiczowate sceny w stylu zakończenia.
Stawiam na Człowieka z Blizną. Za ukazaną destrukcję.
Bo chyba nikt normalny nie wątpi, że to czym zajmuje się organizacja przestępcza jak mafia to nie mizianie się palcem po buzi, całowanie pierścieni, wielka braterska przyjaźń i silne więzi rodzinne, godność, zasady i kodeks honorowy. Bandycki kodeks honorowy to żaden kodeks. A taki wniosek zacząłem wysnuwać jak obejrzałem Ojca Chrzestnego. To tortury, morderstwa, korupcja, cierpienie często zupełnie przypadkowych osób, które nigdy nie chciały mieć nic wspólnego z bandytami. To potężne imperium zła zbudowane na chciwości i śmierci. Nic poza tym. To mordercy, a nie nowoczesna szlachta i królowie życia.
I to pokazuje Człowiek z Blizną, a Ojciec Chrzestny to przenudny, kłamliwy krapiszon. Dla mnie oczywiście.
Chociaż jeszcze lepsze filmy od Scarface to "Chłopaki z ferajny" i "Kasyno" (to to już w ogóle mistrzostwo). W całym zestawieniu tych czterech filmów Ojciec Chrzestny u mnie znajduje się na szarym końcu.
Po prostu nie rozumiesz tych filmów i epok. W czasach prohibicji mafia działała zupełnie inaczej. Ten kodeks sprawiał, że nie tykali się narkotyków. Polegali wyłącznie na hazardzie, haraczach i alkoholu. Właśnie tam najważniejsza było dane słowo, rodzina i przyjaźń, z której wynikało powodzenie w interesach.
Każdy film jest o czym innym, więc ciężko je porównywać. Ojciec Chrzestny to dramat obyczajowy o rodzinie mafijnej i ich problemach. Scarface to film akcji na schemacie "od zera do gangstera". To, że głównymi bohaterami są gangsterzy, nie klasyfikuje ich do jednego gatunku filmowego. Każdy z tych filmów jest arcydziełem w swojej dziedzinie.
Prawda. The Godfather to świetny film, ale Scarface wygrywa w moim rankingu. Jeden z moich ukochanych filmów, dla mnie to arcydzieło.