Takie tam... Żaden z tego horror, a jedyne sci-fi to motyw wyjściowy: naukowiec prosi kolegę o przeszczepieniu swojego mózgu w ciało ofiary wypadku. I tyle. Potem mamy raczej dramat psychologiczny, być może jakąś filozoficzną refleksją, ale kto wie o co chodziło twórcom... Bo nasz bohater (naukowiec po 60) trafia w ciało młodzieńca (Mathieu Carrière) w trakcie rozwodu. Kobieta, z którą ma się rozwieść w sumie mu się podoba, a na dodatek nikt nie dostrzega nic dziwnego w jego zachowaniu, w końcu jest po wypadku. Kiedy dochodzi do konfrontacji z rodziną naukowca, zaczynają się schody. wszystko to, mogło by się wydawać, zmierza do jakiego ciekawego finału... otóż nie. Wszystko to zmierza donikąd. A i realizacja nie zachwyca, bo w sumie ani stylu, ani klimatu tu specjalnie nie ma. A jeśli nawet kryje się z tym wszystkim jakaś głębsza myśl, to jest ona raczej oderwana od rzeczywistości i nikomu do niczego nie potrzebna. No, ale oglądać się da, zębami nie zgrzytałem.