PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=107579}

Człowiek z kamerą filmową

Chelovek s kinoapparatom
1929
8,1 9,1 tys. ocen
8,1 10 1 9088
8,3 32 krytyków
Człowiek z kamerą filmową
powrót do forum filmu Człowiek z kamerą filmową

Niema perfekcja

ocenił(a) film na 10

Nigdy bym nie przypuszczał, że spotkam się z niefabularną formą filmową, którą
mógłbym nazwać arcydziełem. Co więcej, nigdy bym się nie spodziewał, że nazwę
arcydziełem czarnobiały dokument, dodatkowo niemy i to z 1929r… Jest jednak szczypta
prawdy w porzekadle, że wraz z doświadczeniem przychodzi i pokora… Przecież
praktycznie to niemożliwe by taki obraz się nie zestarzał… A jednak. Podczas pierwszej
projekcji usta rozwierały mi się coraz to szerzej patrząc na obrazy pojawiające się przed
moimi oczami (druga projekcja odbywała się podobnie, z tym, że seans już rozpocząłem
z ustami szeroko otwartymi i tak mam do teraz - gdy tylko pomyślę o tym filmie:).
Podstawowa linia fabularna jest niezwykle prosta: operator filmowy – tytułowy człowiek z
kamerą – zabiera narzędzie swojej pracy i rozpoczyna filmowanie. Prezentuje widzom
Moskwę (ale nie tylko, bo również m.in. Kijów i Odessę) od jej godzin rannych po
zmierzch. Film o niczym mógłby ktoś zauważyć… O niczym lub o wszystkim. Chylę czoła
przed wrażliwością artystyczną Wiertowa mając tym bardziej na względzie fakt, iż
osobiście tego wszystkiego nie kręcił tylko montował z przysłanych mu wcześniej
materiałów. W tym niewiele ponad godzinnym obrazie reżyser (montażysta) zawarł
przykład wszystkiego na co było stać ówczesną kamerę filmową (i co wykorzystywane
było przez współczesnych w jednej dziesiątej). Najzabawniejsze jest natomiast to, iż
osiągnięcia teraźniejszej kinematografii wcale nie mają do zaoferowania o wiele więcej
(dla nie wchodzącego w szczegóły widza) niż to co zaprezentował Wiertow przeszło 80 lat
temu.
W oczy, a raczej uszy, rzuca się podstawowy problem kina niemego czyli brak dźwięku…
Paradoksalnie, przynajmniej w wersji którą miałem okazję zdobyć, ten mankament filmu
jest praktycznie niezauważalny. Muzyka została tak wkomponowana, iż dosłownie zlewa
się z obrazem tworząc nierozerwalną całość. Połączenie ze sobą kilku gatunków od
muzyki klasycznej po jazz harmonizuje z obrazem wprost idealnie. Napisy praktycznie się
nie pojawiają, co skutecznie pozwala zapomnieć, że do czynienia mamy z obrazem
niemym. Jednakże co by nie napisać o muzyce jest ona tylko dopełnieniem tego co widz
ma przyjemność obserwować na ekranie. Prawdziwego pazura mamy okazję podziwiać
w kwestii montażu. Reżyser bawi się możliwościami, z perfekcyjnym wyczuciem dozując
oglądającym emocje atakując ich paletą różnorakich obrazów (za co był przez jemu
współczesnych krytykowany np. przez Eisensteina). Widz obserwuje poranek i
przygotowującą się do wyjścia z domu kobietę. Widzimy pracę, wysiłek i relaks.
Obserwujemy śmierć, chorobę i narodziny (niesamowicie odważne sceny nawet jak na
„poluzowane” standardy dzisiejszego kina), obserwujemy budynki, pojazdy oraz inne
rzeczy których nie sposób (i nie ma potrzeby) tutaj wymieniać. Na samym końcu widzimy
samych siebie - widzów w kinie bo „Człowiek z kamerą filmową” to również obraz
autotematyczny w którym to twórca odkrywa przed nami, oglądającymi poszczególne
etapy powstawania dzieła filmowego.
Wiertow korzystając z możliwości jakie oferuje nowe medium stworzył dzieło z jednej
strony szalenie malarskie, naszpikowane innowacyjnymi rozwiązaniami ówczesnej
techniki filmowej z drugiej strony jednak udało mu się uniknąć popadnięcia w banał
dzięki czemu powstał obraz ponadczasowy, taki który obrazuje jednostkowe losy ludzi
jakich wiele było, jest i w dalszym ciągu będzie na ziemi. Arcydzieło!

bonusx

amen.

ocenił(a) film na 9
bonusx

Małe sprostowanie: w oryginalnej wersji Z ZAŁOŻENIA nie było żadnego podkładu muzycznego i sam Wiertow pewnie przewraca się w grobie, że takowe do "Człowieka z kamerą" powstają, bo - powtarzam - nie o to chodziło twórcy. Robienie jakiegokolwiek podkładu muzycznego (choć przyznać trzeba, że kilka tych, które powstały są świetne same w sobie) do tego filmu jest bez sensu, świadczy o pewnej ignorancji, przeczy idei samego Wiertowa. Dokument powstał w myśl, że film to nowe medium i nie powinno się w nim odwoływać do literatury, opery, teatru (choć nie udało mu się uciec od malarstwa - tak jak dla malarzy liczy się dla Wiertowa światło i cień, portret...). Stąd Wiertow nie napisał nawet scenariusza (to nawiązywałoby do literatury) i kategorycznie odrzucił grę tapera, czy jakiejkolwiek orkiestry (muzyka i obraz to opera, a on nie chciał opery). Film Z ZAŁOŻENIA miał oddziaływać na widza TYLKO I WYŁĄCZNIE OBRAZEM, jego nowatorskim montażem (co ciekawe film montowała jego żona), który "szatkuje" nam rzeczywistość (podobnie jak wcześniej w malarstwie u kubistów, czy nawet surrealistów). Sztuka miała polegać na tym, że tak jak słuchając muzyki wyobrażamy sobie pewne obrazy, tak widząc w filmie np. obraz grających muzyków i ich instrumentów, mamy wyobrażać sobie generowane przez nie dźwięki. Zresztą na początku filmu można przeczytać manifest Wiertowa tłumaczący zamysł tego eksperymentu filmowego. Z dźwiękiem reżyser zaczął eksperymentować dopiero w kolejnym filmie "Entuzjazm" (rejestrował dźwięki w kopalniach Donbasu i zmontował je w rytmiczną, dźwiękową symfonię).
Jeśli chcemy uszanować i zrozumieć dzieło Wiertowa, to oglądajmy film bez dźwięku. Muzyki możemy posłuchać przy innej okazji (polecam również tą autorstwa Michaela Nymana). Dla dociekliwych, kochających kino polecam eseje Wiertowa wydane w Polsce w zbiorze "Człowiek z kamerą" w 1976 roku.

ocenił(a) film na 10
eshal

Zgadzam się z Tobą co do tego, iż Wiertow z początku inaczej widział funkcję kina i kamery jako takiej (trochę więcej o tym pogrzebałem właśnie po oglądnięciu „Człowieka…”). Nie do końca mogę i chcę się natomiast zgodzić z tym jakoby reżyser nie życzył sobie by oglądać jego dzieło inaczej niżeli w oryginalnej wersji… Zapytawszy go wtedy, to może i owszem ale teraz…?
Zauważasz, że sam Wiertow w końcu pomimo /lub/ już wyzbywszy się, niechęci zaczął eksperymentować z muzyką i kto wie jak „Człowiek z kamerą filmową” by wyglądał gdyby powstał w erze dźwięku… Gdybania najprawdopodobniej bezzasadne ale…
Wielu w ostatnich latach podobnych „odmłodnień” byliśmy świadkami i daleko mi od twierdzenia, że bezzasadnych (np. „Gabinet doktora Cagliari”). Można się sprzeczać czy to już zbytnia ingerencja w dzieło i czy należałoby się ograniczyć do cyfrowego odnawiania zniszczonych kopii… a może (i takie głosy słyszałem) i to jest zabronione, bo to również zewnętrzna (nie twórcy) ingerencja w utwór? Rzecz jasna, iż każdy powinien znać pierwotną wersję lub chociaż zapoznać się z zamierzeniami jakie przyświecały twórcy, nie zmienia to jednak faktu, iż to kinoman jest od interpretacji dzieła a nie jego autor. Za twórcę powinien przemawiać jego „wytwór” a jeżeli wymaga on jakiś specjalnych wyjaśnień odautorskich, to jest to problem nie widza lecz autora (oczywiście nie mam tutaj na myśli ignorancji, która stanowi dzisiaj częstą przywarą oglądających). Cały powyższy akapit ma się nijak oczywiście do Wiertowa, gdyż jego dzieła bronią się nawet wtedy gdy widz nie ma zielonego pojęcia co tak naprawdę przyświecało twórcy i to jest w moim mniemaniu wielkość prawdziwego arcydzieła.

ocenił(a) film na 10
bonusx

Właściwie dobrana muzyka może wspierać to dzieło. Widziałem wersje z dwiema różnymi ścieżkami muzycznymi i jedna była rewelacyjna, druga taka sobie, ale film zupełnie niemy nie do końca mi odpowiadał. Zauważcie, że w na wstępie filmu pokazane jest kino przed seansem i do filmu przygrywa orkiestra.
Co mnie natomiast zachwyciło, to fakt, że ten film jest "teledyskiem" doskonałym - wszystko dzieje się w rytmie, każdy ruch, każda zmiana kadru. Piękne. Mowa o eksperymencie z uniwersalnym językiem - czyli zamiennikiem muzyki!
Och! Ach! :)