Choć budowę fabularną sam film ma ciekawszą niż pierwsza część to jakoś to średnio wyszło.
Na początku pochwale ogranie śmierci głównego bohatera, uważam że to fajnie wyszło. Zamiast kombinować z jakąś śmiercią w pojedynku bądź innym zabiciem przez antagonistę, aby był powód do "nienawiści", postawili na chorobą co każdemu z nas się może zdarzyć i rodzina musi to "przetrwać". I spoko.
Znowu źli biali co chcą wibranium.
Namor trochę męcząca i nielogiczna postać która postanawia zniszczyć powierzchnie, ale przed tym w mgnieniu oka zamierza zniszczyć jednego potencjalnego sojusznika. Bardziej mnie irytował, a jakoś po zapowiedziach spodziewałem że będzie postacią bardziej niejednoznaczną która mnie kupi tym że jest zły, a dobry. Pokonany też zostaje w tak mało satysfakcjonujący sposób. Wysuszmy go i potem na plaży obijmy ryj.
CGI w tym filmie jakieś coraz gorszę, albo oko mi się przyzwyczaiło? Czarna pantera i nowy Iron Heart tak strasznie komputerowo wyglądali.
Swoją drogą czy ciągle tylko ja pamiętam zbroje Iron Mena z pierwszego filmu która miała jakiś ciężar i wyglądała faktycznie jak z metalu szczególnie w tej scenie wybuchu czołgu, a tu mamy takiego latającego cyfrowego robocika.
Ah i na końcu taki wyświechtany żart, że biały zakuty w kajdanki. Swoją drogą nie wiem jak ci amerykanie chcą budować to równe społeczeństwo gdzie w każdej produkcji jest jakieś uszczypliwość, a to jednak gdzieś wszystko w głowie odbiorców się zaszczepia.
Mogli zwyczajnie go uratować jak kumple i zbić pione z "dzięki". I to by fajnie budowało międzyrasowe relacje.
Ps. Wyobrażacie sobie w tym filmie jak by biały uratował czarnego i powiedział coś w stylu "czarny znowu w kajdanach jak dawniej", to by przyćmiło cały film.