Słowem wstępu:
Jestem świeżo po seansie nowej Pantery.
Nie jestem wielkim fanem jedynki - ale oglądało się ją całkiem przyjemnie - nie był to najgorszy wypust MCU (nie mogę przeboleć najnowszego Thora i Dra Strange'a).

Co do dwójeczki to nie było już tak wesoło. Starałem się zrozumieć sentymentalne dłużyzny, ale nie mogę przeboleć absurdów, które nam zaserwowano.

Może nie wszystkie, ale postaram się wypunktować te, które najbardziej mnie raziły:
1. Podwodne królestwo super "ryboludzi" (super siła, super regeneracja itp.) obawia się świata na powierzchni i dopuszcza się głupich akcji by przeciwdziałać odkryciu. Jak niby ludzie mieliby przystąpić do walki z takim wrogiem? Samo środowisko na dnie oceanu jest wrogie - nie mówiąc już o tak potężnym przeciwniku.

2. Ucieczka z magazynku przed federalnymi. Wiadomo - chodziło o widowiskową rozpierduchę - ale to nie miało sensu! Po co tak ryzykować zdrowiem i życiem księżniczki? Przecież można było np. przywołać Wakandyjskiego Jeta z technologią stealth na dach magazynu. Ale nie - wybierzmy najdurniejsze rozwiązanie.

3. Atak na Wakandę. Najbardziej zaawansowany technologicznie kraj na ziemi (stawiający czoła armii Thanosa) nie potrafi stawić praktycznie żadnego oporu oddziałowi ryboludków, którzy w swoim arsenale mają m.in.: włócznie, "wodne kulki mocy" i "kołysanki" (facepalm)

4. Szyba w Wakandzie jest mocniejsza niż strój/zbroja Czarnej Pantery

5. Ukrywanie następcy tronu na zadupiu - nawet ciotka nie wie o jego istnieniu. No dobra - sentymentalna zagrywka na koniec, ale absurd to absurd.

Jak poukładam myśli, to może jeszcze coś dodam ;)
Chyba, że kogoś z Was coś jeszcze raziło - to śmiało :)


PS. To nie w kategorii absurdów - ale nie podobało mi się przedstawienie podwodnego świata. Jakieś takie nijakie.