Może słowo wstępu - lubię każde kino. Obojętnie czy to przeładowane efektami, czy nasączone emocjami. Tylko każdy film powinien się czymś bronić i "stać na własnych nogach". Idealnym przykładem blockbustera jest dla mnie Pacific Rim - proste, widowiskowe kino, które nie próbuje być niczym więcej niż czystą rozrywką.
Czarna Pantera 2 to dziwny film. Z jednej strony - popcorniak o czarnym superbohaterze, dżołki sypiące się z ekranu i wszystko sprowadza się do zwykłej napi*erdalanki. Z drugiej zaś strony mamy hołd dla Chadwicka i próby moralizatorstwa (zresztą bardzo to naiwnie jest przedstawione). Jakby ten film sam nie wiedział czym on chce być. Aktorstwo jak dla mnie bardzo zero-jedynkowe - jak Bassett, Duke i Gurira robią robotę (szczególnie ta pierwsza!), tak główna bohaterka, jej nowa psiapsi i ta łysa babka grają tak bardzo generycznie :/
Historii też brak polotu, dziwne rozwiązania fabularne (walka z ludem oceanu pośrodku oceanu - niesamowita taktyka), efekty miejscami dobre a miejscami wręcz zakrawające o nieświadomy kicz (te wszystkie stroje w końcowym akcie). Muzyka za to stoi na bardzo, bardzo wysokim poziomie i muszę przyznać, że soundtrack to zdecydowanie największy atut tego filmu :]
A, no i był jeszcze Namor xD