Śmierć Chadwicka Bosemana postawiła Disneya w skrajnie niekomfortowej sytuacji. Jak wiadomo pierwszy BP był mega-hitem i wytwórnia zamierzała spokojnie ciągnąć markę zagarniając miliardzik za miliardzikiem. A tu w ***** i wylądował i cały misterny plan razem z nim w *****. Żadne wyjście nie jest dobre - cyfrowy Chadwick - wciąż nie na dzisiejszym poziomie CGI, przejęcie tytułu Black Panthera przez kogo innego - wciąż musisz mieć prznajmniej parę minut Chadwicka, zabicie poza kadrem - lepiej nie myśleć. Zostaje recasting - ale to to jest prawdziwa puszka Pandory. Tutaj każdy wybór z "fanowsko / marketingowego" będzie zły. Jak aktor będzie podobny do Chadwicka to źle po podróbas, jak niepodobny to źle że niepodróbas, a nawet źle jak nie będzie to kolejny biały Chris. Disney podjął więc decyzję przy której "Skywalker" wydaje się odważnym filmem. Wytrychem, który ma "zaspokoić" wszystkich fanów jest nieobsadzanie nikogo w tej roli. Tak, tak w nowym BP teoretycznie Chadwick żyje, tylko że nie będzie go w tym filmie.
Swego czasu próbowano czegoś podobnego z serią "Różowa Pantera" (tu pantera i tam pantera,przypadek?), powstały twór filmopodobny nazywał się "Ślad Różowej Pantery" i uwierzcie mi, nie chcecie tego oglądać.
Nie żebym źle oceniała aktorstwo Chadwicka Bosemana i uważam, że niesamowicie zagrał Czarną Panterę. Jednak kto wie, może nowa Czarna Pantera nada tej serii innego, świeżego smaczku. Nowy aktor nie znaczy gorszy aktor.
Tak jak w przypadku Marka Ruffalo w porównaniu z Edwardem Nortona w postaci Hulka. Według mnie obaj aktorzy świetnie zagrali tę postać, choć Mark Ruffalo nieco lepiej :) Nie oceniajmy nowej Czarnej Pantery już tak pesymistycznie.