Film jest niskobudżetowym horrorem z bardzo dobrą muzyką. Daleko mu jednak do tanich
produkcji Johna Carpentera jak "The Fog" czy "Halloween". Nawet klasyczny "Spookies" bije
go na głowę. Kiepska gra aktorska, brak klimatu i miejscami robi się nudno.
Zastanawia mnie także grupa docelowa do której twórcy chcieli skierować ten film. Świetny
hard rock na soundtracku i występy w filmie tytułowej grupy Black Roses, przyprawiają o
ciarki na plecach, aż chce się podkręcić głośność. Natomiast bardzo wyraźny wydźwięk
filmu, ośmielę się nawet powiedzieć propagandowy, jest anty hard rockowy i anty heavy
metalowy. Dziwna hybryda. Gdybym miał ocenić soundtrack dałbym 10/10 jednak cały film
mogę ocenić co najwyżej na 4 ale tylko dzięki muzyce i scenom koncertowym, gdyby nie to
dałbym tylko 1.