Trudno powiedzieć, to fikcyjny bohater, który istnieje tylko w trakcie oglądania filmu. Jednak, według mnie, to dzieło różni się od innych tym, że nie jest zwykłą opowieścią o miłości, rodzinie, przyjaźni, ale jest jedną wielką metaforą (przenoszenie się w przeszłość również, co Tim wyjaśnił w ostatnich scenach, mówiąc, że każdy z nas przeżywa swoje własne podróże w czasie) życia, pokazuje, jak powinniśmy postępować, doceniać nawet najmniejsze, często uważane za nic nieznaczące, chwile.
Ja doszukałam się w nim głębi, stąd taka wysoka ocena, może to nadinterpretacja, a może mam rację, ale spróbuje to odczytać w ten sposób :)