Technicznie dobry, scenariusz trochę banalny i wszechobecny patos.
Chłopiec poszedł na wojnę, bo kochał swojego konia :)
Generalnie dobre kino dla dzieci po niedzielnym obiadku.
Czy scenariusz banalny?, zależy od tego, jak się spojrzy na tę historię, ja patrzę na nią jako na historie, opowieść o koniu z perspektywy konia i jako taki film jest to dobre kino.
Wiem, czytałem tamten twój długi komentarz. Dla mnie jednak nawet patrząc z tej perspektywy wciąż jest to film przeciętny, choć nieprzeciętnie zrobiony.
W kategorii film familijny dał bym mu 8/10, za kunszt reżyserski i zdjęcia (są genialne).
Swoją drogą gdyby nauczyć tego konia gry w szachy to mógłby wystartować w konkursie z samym Kasparowem.
A wszystko na tle zachodzącego słońca.
Ja też, ten końcowy zachód słońca ;), dokładnie nie pamiętam, ale może i temu dziełu nasz Steven złożył tu hołd?
ogólnie, odbieram ten film jako hołd dla kina, którego już nie ma; kina spokojnego, stawiającego na obraz i na emocje, nie na szaleńcze tępo i setki efektów specjalnych.
"Wszystko to być może", jak pisał mistrz Krasicki, ale jakości filmu to w moich oczach nie ulepsza. Szkoda, bo Spielbergowi gotów jestem oddać nerkę za darmo tak go uwielbiam.
Cóż, ja ten film odbieram trochę inaczej, trochę inaczej też go interpretuję - moja wypowiedź z innego wątku:
to NIE JEST film o wojnie
to także NIE JEST film o ludziach
to film o koniu i cała historia pokazana jest z perspektywy konia a Spielberg jest bardzo konsekwentny w uświadamianiu widza, że tak właśnie jest, tutaj ludzie są tylko tłem, pojawiają się i znikają, są tylko po to, żeby pokazać iż Joe'y przechodzi z rąk do rąk podczas wojennej zawieruchy, nawet najbardziej zżyty z koniem bohater, czyli Albert jest też trochę tłem, Jego motywacje i zaangażowanie nie są tak silne, gdyż wszystko, cały film, cała jego teza podporządkowana jest tezie, że to jest film o koniu z punktu widzenia konia, dobrze widać, że Albert przekazał ogierowi umiejętności, które pozwoliły mu przeżyć na froncie, podczas wojny ( umiejętność chodzenia w zaprzęgu, reakcja na odgłos ), Albert spełnił swoją rolę, przekazał mu swoją wiedzę, On także jest tłem dla historii Joe'ya
także inni ludzie, żołnierze na różnych forntach, film nie pokazuje nam wrogów mówiących różnymi językami, gdyż dla konia są to " tylko " ludzie, kolejny przykład konsekwencji reżysera w budowaniu filmu wedle przyjętego założenia, że koń jest w centrum historii a reszta jest tylko tłem, cały ten brak głębszych uczuć jest konsekwencją takiego a nie innego założenia, że to film o koniu i że ludzkie uczucia są tu tylko tłem dla Jego historii - tak, jak oglądając film historyczny, batalistyczny, np. "
Braveheart ", widzimy wielkie bitwy, widzimy nie tylko śmierć ludzi ale i śmierć koni, ale nie przejmujemy się tym, są one ( konie ) dla nas jedynie tłem historii, Spielberg odwrócił tę sytuacje i w Jego filmie to ludzie stanowią tło dla koni, w ten sposób reżyser chce podkreślić, wyodrębnić fakt odwagi, poświęcenia i tragicznej śmierci ok. 10 milionów koni podczas walk w I Wojnie Światowej, to jest hołd złożony tym zwierzętom, żadna " zoofilia "
tak, jak w " Szeregowcu Ryanie " Spielberg składa hołd żołnierzom amerykańskim poległym podczas IIWŚ, zwłaszcza podczas D-Day, tak tutaj składa podobny w wyrazie, w symbolice hiłd tym milionom zwierząt, które oddały swe życie podczas walk na IWŚ.
Myślę, że mógłbym się przychylić do wypowiedzi obydwu osób.
Cały film można potraktować jako hołd dla kina lat 50-siątych, które przemineło z wiatrem. Patrząc na dzisiejsze komercyjne super-produkcje o latających robotach i super nadludziach gdzie za priorytet stawia się zysk, a nie sztukę przekazywania emocji taki film to jakaś odskocznia (szczególnie dla wrażliwców).
Ja nastawiałem się na coś w rodzaju szeregowca r.
PS.
Nikt nie wspomniał nic o gęsi z mentalnością rottweilera.
Sam Spielbierg mówił, żeby nie traktować " War Horse " jak kolejnego " Szeregowca ", bo to błędne myślenie.