Film jest bardzo dobry, ale niestety zakończenie to porażka całkowita. Piekielnie wyidealizowane, happy end wciśnięty na siłę. Po długiej "chwytającej za serca" mowie przegranego adwokata nagle dwunastu białych amerykanów zdecydowanych skazać "czarnucha", jak jeden mąż zmieniło zdanie i postanowiło go uniewinnić. Wielkie dzięki, to jest równie realistyczne jak przeżycie skoku na bungee na nitce do szycia. Jasne, ta mowa była niezła i może mogłaby parę osób poruszyć, ale oczywiście wszyscy przysięgli równo zaczeli popłakiwać, a wraz z nimi cała sala sądowa. Potwornie naciągane.
I jeszcze Ellen, która właściwie pozostaje niedokończonym wątkiem. Ot, poszła do szpitala i niedoszły romans poszedł w zapomnienie. Nic, w pewnym momencie nam ta postac po prostu znika z filmu i nie było sprawy. Film jest dobry, ale trochę jednak... niedorobiony.
Jeżeli nie nzasz zasad ławy przysięgłych to nie powołuj się na ten argument! Aby ława przysięgłych ogłosiła wyrok musi być całkowita zgodność wśród przysięgłych czyli 12:0 ewentualnie 11:1, po zgodzie na taki werdykt sędziego. Jesli jak napisales kilka osob przekonał a reszta była niezdecydowana to blizej im było do podjęcia decyzji uniewinniającej.
Mniejsza o to ile osób przeknał. Juz sam fakt, że swoją idiotyczną mową przebij zeznania świadków i dowody świadczy o kretynizmie twórców filmu.
No chyba wyraznie zaznaczyl, ze jednak troche sie zna... Zreszta co tutaj ma znajomosc prawa z tym co za idiotyzm dzial sie podczas koncowego przemowienia? Widac bylo wyraznie, ze WSZYSCY zostali poruszeni mowa obroncy wiec gadka ze 11:1 czy tez 9:3 czy inny wspolczynnik nie ma tutaj nic do gadania... A poza tym skoro uwazasz, ze aby wyrok zostal uprawomocniony to musi byc zdecydowana wiekszosc glosow na 'niewinny'... To w istocie tak bylo! Jeden z lawnikow osadzil, ze jest niewinny wiec znaczy, ze wszyscy albo prawie wszyscy przychylili sie do tego...
właśnie,zastanawia mnie ten system...w "egzorcyzmach emilly rose" ława przysiegłych uznała księdza za winnego ale jednocześnie uznała,że kara została mu wymierzona poprzez areszt na czas rozprawy.interesuje mnie czy ława przysięgłych mogłaby uznać kogoś za winnego i wymierzyć ustalić własną karę za ten czyn?oczywiście zdaję sobie sprawę,że dane przestępstwo grozi wyrokiem od iluś tam lat do iluś tam lat ale czy oni mają prawo decydować ile?no bo wątpie żeby prawo w usa karało wszystkich jednakowo, "sprawiedliwie nie znaczy po równo" ;). no i chyba nie przysługiwała mu tylko kara śmierci?bo to normalnie jest absurd.w końcu jest jakaś skala.
USA: Ława przysięgłych decyduje tylko o winie. Reszta należy do sędziego.
UK: Ława przysięgłych tylko podpowiada sędziemu czy oskarżony jest winny czy nie, ale ostatecznie całość zależy od sędziego.
Co do kary śmierci- wyrok dla czarnoskórego w tamtych czasach był zawsze krzywdzący i przykładny, karało się ich śmiercią za lżejsze przestępstwa.
"Zakończenie zrujnowało cały film"? E, lekka przesada... Dla mnie ten film jest niezły, taka gorzka prawda o dyskryminacji czarnych, ale... no właśnie. Happy end za bardzo mi do tego filmu nie pasował i aż do ostatniej sceny spodziewałam się, że nagle skądś wyskoczy jakiś rasista i zabije głównego bohatera. To by było już zakończenie bardziej pasujące, bo mnie wydało się odrobinę dziwne, że adwokat palnął tą swoją przemowę i wszystkim jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniły się poglądy. Naprawdę dziwne, aż nierealistyczne. Co do postaci Ellen, uważam, że w ogóle powinni ją byli usunąć ze scenariusza.
ludzie wezcie wy sie;/ to film na podstawie ksiazki, ktorej oczywiscie nikt z wypowiadajacych sie nie przeczytal i nie wie np po co w filmie wytepuje postac ellen, otoz ellen jest po to aby pokazac jak zacynm facetem jest brigance gdyz nie zdradza swojej zony pomimo jej nieobecnosci i problemow malzenskich oraz niewatpliwie nadarzajacej sie okazji (dziewczyna jest chetna, co widac) a poza tym ellen sie przydala chociazby w chwili gdy znalazla haka na doktorka;]
polecam ksiazke, jest zdecydowanie lepsza niz ekranizacja, bardziej trzyma w napieciu i wiecej wyjasnia i co najwazniejsze nie jest az tak slodka no ale to przywilej ksiazki ze zawsze jest lepsza niz adaptacja:)
Ale, was dziwczyna zgasiła :)
Uważam, że film jest świetny, ale sam happy end (mogłabyś dominika zdradzić czy identyczny z książkowym), byłby bardziej znośny właśnie gdyby wystąpiło pewne zniuansowanie. Widzy był niestety raczony poruszonymi minami ławników i wszystkich dokoła, włącznie (chyba) z twarzą ławnika - znajomego prokuratora, który wcześniej był łaskaw podsumować naradę "czarnuch jest martwy". Może przebieg byrzliwej narady by to poprawił.
Co do Ellen to już piałem, że was Dominika zgasiła...
Ciekawi mnie opinia prawnika, ale fakt jest taki, że decyzja ławy jest trochę nielogiczna, bo wcześnij linia obrony polegała na chwilowej niepoczytalności, a mowa w głównej mierze na "należało im się"... Myśl "każdy z nas by zwariował na jego miejscu" jest zbyt "wyrafinowana".
W książce : linia obrony rzeczywiście polegała na niepoczytalności i taka została do końca, gdyż (w ksiązce oczywiście) to nie obrońca wygłasza tą przemowę, robi to jedna z kobiet wchodząca w skład ławy przysięgłych na tajnym zebraniu. Po za tym całkiem możliwe, że Lucien Wilbanks przekupił jednego z przysięgłych, chociaż sam Lucien zaprzecza, nie jest to jednoznacznie określone.
Książka dużo lepsza i mniej "amerykańska", jeśli wiecie co mam na myśli :)
książka w ogóle nie jest lepsza, jest sporo gorsza.. Film jest jako taki do
zdzierżenia, nie najlepiej skręcony, "nie najlepiej zagrany", troche zbyt
cukierkowaty.. ale książka jest bym powiedział słaba. Oczywiście tematyka
fajna, zachęcająca itd.. ale ludzie.. ta książka jest nudna. To jest
przypadłość Grishama - za bardzo rozmydla opowieść, powtarza się.. ile razy
można powtarzać o zmianie miejscowości sądzenia, o nieobiektywnych
przysięgłych (w filmie się z tym w miarę szybko uporali, ale w książce to
się wleeeeeekło)? Książka napisana na 400 stron powinna się zmieścić w maks
250. Poza tym książka jest bezjajeczna - powolna i z góry wiadomo co się
wydarzy za następną stronę i za następną, co kto zrobi i jaki będzie wyrok
na końcu. Ja tam się zawiodłem.
Sporo gorsza? Gerw, daj spokój. Jest o wiele lepsza. Czytałem ją przed obejrzeniem filmu i te 460 stron łyknąłem w dwa dni. Film dobry - gdyby nie był na podstawie książki to byłby świetny. A tak jest z czym porównać. Jeśli obejrzałeś wcześniej film - to rozumiem dlaczego książka jest dla Ciebie przewidywalna. Ja tam nawet podczas mowy końcowej zastanawiałem się, czy Go uniewinnią. Grisham jest znakomity. Obok "Firmy" najlepsza książka tego Pana. Polecam jeszcze "Klient", "Król Afer", "Ława Przysięgłych" i "Raport Pelikana".
przeczytajcie książke - o niebo lepsza.
I na pewno nie tak cukierkowa - w książce ta dziewczynka zgwałcona chyba umiera...ale pewna nie jestem, lata temu ja czytałam.
W książce dziewczyna żyje.. natomiast umiera pobity przez klan Bud - mąż
Ethel a w pożarze domu Jake'a ginie pies (przynajmniej tak to jest
przedstawione, nie ma poddanej w wątpliwość myśli że może uciekł do lasu).
Co do jednego się zgodzę.... Niedokończony wątek Ellen.... wkurzyło mnie to!! Ale ogólnie zakończenie może być...
nierozumiem co poniektorych. cala sprawa toczy sie tylko dlatego ze oskarzony jest czarny. gdyby sytuacja byla odwrotna to by nie bylo calego zamieszania, gdyby to bialy dojechal czarnego to wiadomo..zgwlacili mu corke i jest ok. wjechal im na sumienie i cel osiagnal. pozatym to jest film! kazdy zawsze ma ale ze malo realistyczny...chcecie realizmu to sobie Discovery poogladajcie
"Idiotyczna mowa"? Dla mnie była piękna, cudowna! Dobra, zgodzę się z tym, że zakończenie jest nie za bardzo ale do samej mowy proszę się nie przyczepiać bo ją kocham! A odnośnie jeszcze zakończenia to mimo iż właśnie nie za bardzo to jednak cieszę się, że skończyło się dobrze.
Bardzo dobrze, że z Ellen nic nie było, bo właśnie o to chodziło, żeby zbudować takie napięcie. A wy od razu oczekujecie historii z komedii romantycznych, chyba powinniście z pewnym gatunkiem filmu na jakiś czas dać sobie spokój. Zapominacie, że Brigance był żonaty, udało mu się powstrzymać od romansu. Dobrze, że się tak skończyło. Dobry film.
Nie lubię happy endów, ale cieszę się, że go uniewinnili, bo w przeciwnym razie na pewno bym się wkurzyła. A końcowa mowa obrońcy była świetna - oglądałam ten film już trzy razy i za każdym razem w tym momencie płaczę. Czepiacie się szczegółów i tyle. 10/10
to dobre zakończenie wcale nie jest tylko i wyłącznie zasługą prawnika- w książce jedna z przysięgłych, nie pamiętam jak się nazywała, kazała wyobrazić sobie każdemu z ławy taką sytuację: ich córka, biała dziewczynka też pada ofiarą gwałtu- lecz w tym przypadku ze strony Murzyna. każe zastanowić im się nad tym co oni w takiej sytuacji by zrobili. i wydaje mi się, że uniewinnienie jest też dzięki niej. (trochę póóźno się odzywam, główna konwersacja jest sprzed dobrych kilkunastu miesięcy ;))
+1 do pierwszej wypowiedzi. Film momentami świetny, a wręcz genialny. Nie zmienia to jednak faktu, że całość "tylko" niezła, przynajmniej w moim odczuciu.
>Uwaga spojlery<
Ten film to także dowód na to, że obstawienie filmu samymi "gwiazdami prosto z hollywood" nie wystarczy, aby film z dobrym scenariuszem był lepszy niż "niezły". Przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na to, jak przedstawiony jest w filmie KKK. Wybaczcie, ale uprzedzenie do tak zwanej "złej organizacji", nie może skutkować tym, że film w tej sferze jest kompletnie NIEOBIEKTYWNY. Te pseudo-akcje Ku Klux Klan były żałosne do tego stopnia, że momentami przewijałem film do przodu. Nie będę już wspominał o zamieszkach przed sądem i murzynie który znikąd pojawia się na dachu z koktajlem mołotowa w rękach i spala żywcem "niedobrego Aryjczyka" ;D Odegranie całej akcji "zamieszki" samo w sobie totalnie nieudane, banalne i kiczowate.
Wiem że takie sceny kręci się bardzo trudno, bo przecież ze 100-200 random'ów nie zrobi nikt przyzwoicie odgrywających swe role uczestników zamieszek - aktorów, ale ten kadr i kilka innych, wyglądały tak żałośnie, że w efekcie negatywnie odbiły się na moich wrażeniach ogólnych, tym samym ocenie końcowej.
Druga sprawa - zakończenie. Spodziewałem się czegoś konkretnego, a tu mamy mega-happy-end rodem z polsatowych "mega-hituFF". Nie chodzi o to, że moje "proste" myślenie zakłada że dramat = brak happy end'u, ale w tym konkretnie przypadku, całkowity happy end to po prostu porażka na całej linii...
Dalej widzimy ławę przysięgłych składająca się w 100% z "niedobrych, uprzedzonych białasów", stronniczego sędziego i świetnego oskarżyciela z konkretnymi argumentami, które w mgnieniu oka stają się nie istotne, bo obrońca wygłosił mowę końcową (tak to się nazywa?) która całkowicie zmienia zmienia decyzję wszystkich, którzy wpływają na werdykt końcowy.
Po trzecie - śmierć osób trzecich. W filmie jest około tuzina osób pobitych, zamordowanych, porwanych a także innych poszkodowanych przez ten cały proces, tymczasem reżyser nie zwraca na to większej uwagi (ch*j tam że przed siedzibą ów sądu zginęła jedna osoba, druga została całkowicie sparaliżowana ;D Nikt też nie zastanawia się kto strzelał do obrońcy oskarżonego, a on sam bardziej martwi się o sprawę niż o swoje życie, a po zajściu ze "snajperem" zachowuje się jakby nie wiedział że to on był celem i z góry zakłada że strzelec nie wyceluje ponownie... >_>).
Może szukam dziury w całym, ale piszę to, bo chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że ten film nie zasługuje na tak wysoką ocenę a tym samym wysokie, trzy setne miejsce w rankingu, nie po takich "tanich zagrywkach"!!
Pozdrawiam i polecam film, ale nie należy spodziewać się po nim tyle, na ile wskazuje głos ludu w postaci oceny ogólnej ;)
6/10
@ gal_anonim2: generalnie to pierwszy post zakładający wątek jest jednym wielkim spoilerem, prosimy abyś w przyszłości opatrywał tytuły takich postów stosownym dopiskiem!