W Hollywood, i nie tylko, bo w Polsce też panuje choroba na brak dobrej komedii. Wszystko, co oglądamy, jest, albo zerżnięte z innych filmow, albo tak głupie, że szkoda patrzeć. Jeszcze gorzej ma się komedia romantyczna, bo Notting Hill, czy Lepiej być nie może nie doczekaly się jeszcze godnego kontynuatora. Co prawda, byly próby, ale najczęściej nieudane (Uciekająca Panna Mloda). Dzięki Bogu USA zaserwowało nam komedię, ktora w ostatnich latach wyróżnia się inteligentnymi spostrzeżeniami, bardzo dobrym scenariuszem i finezyjnym humorem. Świetne kreacje stworzyli w filmie główni aktorzy- Mel Gibson udowodnił swój nie błahy talent komediowy, natomiast Helen Hunt była niezwykle czarująca i ciepła (mimo wieku wciąż bardzo pociągajaca), stworzyla kreacje bliską nagrodzonej Oscarem roli w "Lepiej być...", co jest nielada pochwałą. Film ma podteksty satyralne- w trafny sposób "wyśmiewa" zarowno kobiety, jak i (w szczegolności) mężczyzn. Mimo, że to następny film o milości prezentuje nowatorskie rozwiązania i własny nie przekalkowany, ciekawy scenariusz. Mimo wszystko do idealu zabraklo formy przedstawienia treści zawartej w scenariuszu. Reżyser zrobil komedię, ale tak naprawdę, tylko 2-3 sceny były naprawdę zabawne, reszta odchodzi w stronę obyczajówki i dramatu, w efekcie można odczuc dłużyzny. Bardzo dobry i zabawny epizod romansu z kelnerką. Opowieść bez brutalności, ciepła i miejscami bardzo zabawna. Wszyscy przedstawieni w filmie to ludzie dobrzy i przyjemni, tym bardziej budzi sie kontrast w stosunku do głównego bohatera, ktory wydaje sie byc najbardziej zly z wszystkich. Mimo, że z filmu nie wiele wynika wystawię mu 6/10. Średnia filmu jednak za wysoka.