Nieważne, czy to był stricte dokument, czy nie.
Ludzie nie poradzili sobie wobec globalizacji. A zwłaszcza rodzice tych młodych. Zagubili się w sytuacji, w której żyją, w tym czym karmi ich proboszcz, w tym, co widzą, nawet we własnych uczuciach. O swoich dzieciach mówią, że są dobre, chociaż wiedzą, że niejednokrotnie robią one złe rzeczy. To okropnie trudny temat, ciężki temat. W gruncie rzeczy bardzo boimy się o nim rozmawiać. Rzucamy pojedynczymi hasłami, rozpaczliwie próbując sklasyfikować siebie i wszystkich innych. Jesteśmy ofiarami przeszłości, wypaczonych wartości, naginanych granic moralnych, relatywizmu moralnego. Każdy ma prawo do szczęścia, ale też obowiązek bycia odpowiedzialnym. Każde z pokoleń staje przed koniecznością przekazania jakichś praw swoim dzieciom. Jakie wartości przekaże ta striptizerka? Nie oceniam nikogo z tego filmu. Może nawet to było dla niej jakąś sztuką. Według mnie to smutne, bardzo, bardzo smutne. A najbardziej przerażające jest to, że nie ma gotowych odpowiedzi, czy rad dla ludzi - jak mają żyć, czego uczyć swoich dzieci. Kościół jest coraz mniej wiarygodny, politycy są nieprofesjonalni, ludzie, którzy powinni być odpowiedzialni za drugiego skupiają się na robieniu sztucznego tłumu dookoła siebie.
Ale do rzeczy - zdałam sobie sprawę, że to co przekażę dalej, innym ludziom, jest najważniejsze. Warto się rozwijać, pracować nad sobą i myśleć. Zanim się zabierzemy do robienia dzieci, naprawmy samych siebie. Pozdrawiam.