Fabuła mocno naiwna, nawet na jak tego typu film. Za to sceny walk na bardzo wysokim poziomie. Porównania do "Ong-bak" czy "Obrońcy" jak najbardziej zasłużone. Ten sam reżyser i ten sam wysoki poziom mimo braku Tonego Jaa. Wszystko dobrze widać, brak niepotrzebnych cięć czy machania kamerą jak to ma miejsce w większości amerykański post_Bourne'owych filmach. Jedyne do czego mogę się przyczepić to powtarzalność. Każda walka wygląda bardzo podobnie. Schemat jest ten sam. Zmienia się jednie lokacja, ale kolorystycznie jest podobnie. Wyróżnia się jedynie ostatnia walka będąca pościgiem po ścianie budynku jak w jakiejś grze. Film polecam jak najbardziej wszystkim fanom kona kopanego, nie tylko tego z Tajlandii.