Reżyser ciągle mocuje się sam ze sobą (czy na pewno musimy być świadkami Jego niezałatwionych rodzinnych spraw?). Dla mnie to kalka "Takiego dobrego syna...". Toksyczni rodzice, bezduszne otoczenie, rozmowy bez serca, pozory zamiast uczuć, przytłaczająca atmosfera liszajowatego miasta czynią z "młodego, wrażliwego" człowieka bestię. Z własnego punktu widzenia nie rozumiem tego młodego, a z innego - jak najbardziej. Albo on jest tak słaby fizycznie i psychicznie (a zarazem tak mocny psychicznie), że posługuje się prawdziwym zwyrodnialcem, aby tamten załatwił jego zaległe porachunki. Co z tą Julką Kijowską - puknął ją czy nie? Może nie dał rady i dlatego napuścił na nią Woronowicza, żeby się zemścić za własną niemoc (nie tylko płciową)? Albo inaczej - chciał za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę, nawet kosztem własnego życia. W scenie jak go milicja wyprowadzała chyba z gmachu sądu był dumny jak paw i triumfował. Hm, w sumie inrygująco a z drugiej strony w bardzo typowej estetyce Koszałki.
To możnaby podkręcić jakoś, uczynić bardziej czytelnym dla większej grupy odbiorców. Film ma potężny potencjał, aktorzy bombowi, realia epoki - ekstra, ale.... czegoś zabrakło