Dobra gra, Nicolson, historia sama w sobie ciekawa... trudno zarzucić cokolwiek, ale jednak się wynudziłam strasznie. Prócz patrzenia na Nicolsona, to nie za dużo "przyjemności" w tym filmie było. Ciągle czekałam na punkt kulminacyjny.... jednak jak w końcu nadszedł, to jakoś było to dla mnie mało trafione. Choroba Emmy chyba miała za zadanie "uratować" ten film. Na pewno są ludzie, którym się podoba. Mi jednak nie odpowiadało to, że przez 3/4 filmu się wynudziłam, a pod koniec dzieje się tragedia, którą trudno skomentować w odniesieniu do całości. Nawet opis filmu jest o wszystkim i o niczym i tak naprawdę trudno cokolwiek konkretnego powiedzieć.
Jeśli chodzi o toksyczną relację matki z córką, to lepiej według mnie ,obrazuje to film chociażby "Biały oleander."