No tak, długo oczekiwany sequel do kultowego "Deadly Prey" Davida A. Priora... szczerze mówiąc nie wiedziałem tak do końca czego oczekiwać po tym filmie, kiedy szedłem do kumpla, który ma "Deadliest Prey" na DVD (jest fanatycznym wyznawcą "Deadly Prey"). I muszę przyznać, że "Deadliest Prey" daje radę. "Deadliest Prey" to 100% procent adrenaliny i rozrywki. Po 27 latach odsiadki pułkownik Hogan (fantastyczny David Campbell) wychodzi na wolność. I pragnie tylko zemsty na Mike'u Dantonie. Pod jego nieobecność powstaje nowy obóz treningowy, a w lesie, w którym ma miejsce polowanie na ludzi zainstalowane są kamery i megafony. Gra ma być na żywo transmitowana w Internecie. Pewnego poranka w trakcie wynoszenia śmieci Mike Danton (Ted Prior) zostaje porwany przez ludzi pułkownika Hogana. Jak tylko trafia do lasu to zamienia się w znaną z "Deadly Prey" maszynę do zabijania. Powraca także Thornton (Fritz Matthews), a w zasadzie żądny zemsty brat bliźniak zabitego w efektowny sposób przez Dantona w "Deadly Prey" żołdaka...

Owszem, nie sposób zachować klimatu lat 80-tych obecnego w "Deadly Prey", ale "Deadliest Prey" rolę sequela wypełnia godnie. Szybka akcja, mnóstwo zabijania i rozpierduchy, pułapki w stylu Rambo, Danton zamiast szczura zajadający puszkę z psią karmą, powtórka ze sceny z przypadkowym ucinaniem ręki, itd. No cóż, czego chcieć więcej? A David Campbell w roli Hogana rządzi - można się uśmiać słysząc jego kozackie kwestie dialogowe.