Ale też nie ma tragedii. Jako sequel klasyka ujdzie. David Campbell gra naprawdę dobrze, Ted
Prior też nieźle (widać, że wyrobił się jako aktor przez te dziesięciolecia - bo nie oszukujmy się, w
Deadly Prey to aktorstwem akurat nie zachwycał). Raziło mnie tylko powtarzanie większości scen
z oryginału. Momentami miałem wrażenie, że nie oglądam sequelu, a jakiś nieudany remake. No
i aktorstwo właściwie wszystkich poza wymienionymi wyżej i może jeszcze Fritza Matthewsa i Tary
Kleinpeter (choć ta dwójka też bynajmniej nie zachwycała) było praktycznie na zerowym poziomie
(szczególnie irytowały mnie sztuczne dialogi trójki z d..py wziętych hackerów). Tym niemniej przez
sentyment do jedynki z przyjemnością obejrzałem ponowną konfrontację Hogana i Dantona. Film
polecam tylko i wyłącznie fanom kultowego Deadly Prey, ale też nikt inny raczej i tak nie wie o
jego istnieniu.
Aha (po latach), super, że David Prior (niestety już nieżyjący) użył w tym filmie tej samej ścieżki dźwiękowej, co w Deadly Prey. Przez to Deadliest Prey wprawdzie jeszcze bardziej sprawia wrażenie remake'u, ale przynajmniej ma jakieś resztki klimatu - z własną ścieżką dźwiękową ten film poległby w całości.