Wampiry to klasyczny temat horrorów. Od starych typu ?Nosferatu?, ?Drakula? przez ?Wywiad z wampirem?, po ostatnie ?Constantine? czy ?Underworld?. Różny poziom te wymienione przeze mnie produkcje prezentują, wszystkie jednak odniosły jakiś sukces. Twórcom Decadent Evil zapewne przyświecało wtopienie się w klimat starszych klasycznych horrorów. Nie udało im się to. Tak jak powiedział jeden z moich kumpli nie jest to nawet horror klasy B, czy C. Film ów obejrzałem, po to właśnie by napisać recenzję. Można powiedzieć, że prawie na zamówienie. Niewykluczone, iż to miało jakiś wpływ na mój stosunek do tej produkcji.
Na czym polega fabuła? Jest naprawdę banalna. Wampirowy mistrz ? Ash, rządzący w Europie Wschodniej uwodzi urodziwą pianistkę. Kąsając ją wbrew jej woli, daje jej nieśmiertelność, zmieniając w wampirzycę. Następnie inny wampir ? Zachari rywalizując o dziewczynę z Ashem zabija go. Nic to jednak nie daje gdyż wampiry - potomkowie wyjątkowo groźnego Asha, rozprzestrzeniają się, docierając nawet do Ameryki. Tam z kolei, muszą walczyć o przetrwanie, między innymi z pogromcą wampirów ? karłem ? Ivanem. Ich przywódczynią jest piękna, lecz okrutna Morella.
Scenariusz niestety jest na poziomie filmów erotycznych / porno, zresztą w pewnym momencie można odnieść wrażenie, że autor tej historii, miał ochotę napisać scenariusz do takiego właśnie filmu. Gra aktorów stoi na kompromitująco niskim poziomie. W zasadzie leży. Efekty specjalne (zawsze podkreślam ze nie są dla mnie ważne) są koszmarne. Wizard Entertainment nie jest jednak gigantem. Budżet był na pewno niski, to widać gołym okiem, przez co oglądanie filmu chwilami jest męczące, a wręcz nużące.
Sceny budzące śmiech zamiast strachu, to zmora wielu horrorów. Oczywiście sporo zależy od nastawienia. Jeśli podejdziemy do filmu z głębokim sceptycyzmem, nie uwierzymy w przedstawioną historię, nie wczujemy się w klimat, to ciężko aby się nam spodobał i nas przekonał. W tym przypadku już w pierwszej minucie film sam się wykłada. Przedstawiona czerwona karłowata postać, budzi mieszane odczucia. Ciężko się domyślić czy postać ta miała byś straszna czy śmieszna. Jeśli straszna, to raczej się nie udało. Jeśli śmieszna, to nie na miejscu, bo film nie jest pastiszem. Na pewno jest żałosna. Najgorsze, że później Marvin, bo tak ma na imię ów stworek, okazuje się jednym z głównych bohaterów. Ba! Jego prawdziwa tożsamość to dopiero pomysł!
Najjaśniejszym elementem filmu jest ścieżka dźwiękowa, jednak nawet całkiem fajna muzyka ? służąca klimatowi tajemniczości i niepokoju - nie jest w stanie zamazać fatalnego wrażenia całości. Materiał, który nadaje że na niezły teledysk, nie za bardzo może być dobrym filmem, a ładne aktorki to trochę za mało.
Ponad 1200 ocenionych przeze mnie filmów na Filmwebie i mam okazję i raczej średnią przyjemność przyznania po raz drugi w tym czasie najniższej oceny 1/10. Oznacza to, że nie widziałem filmu na równie niskim poziomie od blisko 52 miesięcy.