Ten film niezle sie zaczyna, widac kase wpakowana w ta produkcje. Pomysl tez jest niczego sobie! Ale jak zaczyna sie ostatnie 30 min filmu to nagle wszystko leci na leb na szyje... po prostu ten "czar" holywoodu zaczyna nas chlastać po oczach, ze az milo!
Ach te spojrzenia czarnej pieknosci do naszego bohatera, ci wspaniali chlopcy z marynkarki USA w bialych mundurkach, te dzieci jakie sa przyszloscia - serio nie rozumiem, dlaczego kazdy film ktory ma choc odrobine potencjału musi byc zrabany typowym zakonczeniem "numer 37" (czyt. happy ending, bad guy dead, good one lives forever in a glory and sexy girls). I ludzie jeszce to kupuja! (Jak czytalem opinie ze ten film to arcydzielo to mialem ochote biurko pogryzc).
I do osob ktore pisza ze ten film jest ciezki, wymagajacy etc. Prosze obejrzyjcie sobie cos Lyncha, Kubricka albo Tiera, kurcze nie wiem, nawet Tarantino (choc go sam nie lubie) zanim zaczniecie pisac glupoty. Film na poziomie gimnazjum zza oceanu (zreszta jest w kategori "12 lat").
Serio, nie mozna dac nic wiecej niz 6/10...
dałes zdecydowanie za duzo
ja bym dał -1
bo nie dość ze łopatologia rodem z USA z łopoczacym w tle sztandarem, to jeszcze pozbawiona sensu i logiki, wątki podjęte w tym filmie zaprzeczają same sobie nawzajem.
jak ktoś bedzie twierdził ze jest spójne, to sie nie bede kucił bo już sie wykłuciłem na forum tego filmu. albo ktoś to dostrzeże albo nie, wytłumaczenie co jest w tym filmie nie tak osobie która nie umie patrzeć, jest jak tłumaczenie ślepemu co to są kolory. po prostu sie nie da.
pozdr.
ale przyczepie sie jeszcze raz tak dla sportu do filmowych podróży w czasie.
jest cos takiego jak paradoks czasowy, którego nikt do tej pory nie wytłumaczył sensownie i chyba sie nie da, podobnie jak nie da sie przenieść w czasie. wszystko jest teorią.
paradoks pojawia sie we wszystkich filmach mieszających czasem, czyli bohater cos zwalił, albo żyje mu sie niefajnie, cofa sie w czasie naprawia to co zepsuł, albo zmienia to co było nie tak, i wraca do ładnej pieknej teraźniejszości z początku filmu (tylko już innej:).
Jesli popatrzymy na to z punktu widzenia fizyki -meta fizyki- jak mawia mój kolega Fizyk, to bohater po zmianie przeszłości otwiera niejako drugą linie czasową, nazwijmy ją dla zasady równoległą.
jesli powróci się z podróży w czasie i wszystko jest juz "pięknie naprawione" to znaczy że bohater jest w równoległej rzeczywistości,
więc np taki Martin z "powrotu do przyszłości", wracając do domu bogatych juz rodziców, powinien spotkać Martina 2, który wychowywał sie juz w tym luksusie i nic nie wie o problemach Martina 1. :):)
Tylko co sie dzieje w tej pierwszej "równoległej rzeczywistości" znika???
a moze znika z niej Martin nr 1 i wszyscy go szukają?:)!!! hehe
jesli zaś odrzucimy teorię swiatów równoległych i przyjmiemy linearność świata i czasu, to jak na boga zmieniac można coś co już sie wydarzyło, i ma swoje odbicie w przyszłości.
tu tez sie posłuze przykładem z powrótu do przyszłości, naukowiec z filmu ratuje od smierci nauczycielkę, która miała zginąć w wąwozie, od jej nazwiska nazwano ten wąwóz, ba Martin zna jego nazwę,. ale jak skoro koniec końców, nauczycielka w nim nie zginęła i nie mogli go nazwać jej nazwiskiem.???
poplątane?
oczywiście - ale to wynika z teorii podróży w czasie i jej praktycznego zastosowania w filmie.
przykłady mógłbym mnożyć.
oczywiście widz tego czy innego filmu bedzie tłumaczył - tu bohater miał taką koszulę, a póżniej inną, ale albo to jest zwykłe przeoczenie reżysera, albo zasłona dymna aby mniej obeznany Widz mógł sobie cos tam sobie, poza kadrem dopowiedzieć. a co juz sobie dopowie to twórców nie interesuje. podobnie jak nie interesuje ich logika, tylko pieniążki i rozrywka na której zarobią.
więc uważam za mocno infantylne (czyli dziecinne) przeprowadzanie analiz filmów, które juz z samego założenia i przyjętej teorii podróży w czasie nie mogą byc logiczne. W stosunku do takich "dziełek" można podejść w dwojaki sposób: albo oglądać i sie bawić, no i za żadne skarby nie tłumaczyć innym, że to wszystko co pokazane na ekranie „się zgadza”, bo „zgadzać się” nie może:).
albo nie oglądać, ewentualnie oglądać ale nie dyskutować z tymi co twierdzą że „się zgadza”
(się zrobiło trzecie podejście :D:D
Problem wertowałem wielokrotnie z wieloma ludźmi, powyższe wywody są wynikiem spotkania fizyka i 2ch polonistów, oraz jednego filozofa i je. Więc nie mówcie ze na problem popatrzyliśmy jednostronnie:D
Dlatego wlasnie dziwie sie ludziom ktorzy staraja sie analizowac podobne "arcydziela"! :D
Ale nadal bede sie trzymal oceny 6/10. Dlaczego? Bo nie jest to film zly. Jest poprawny, nawet wciaga, jest bardzo dobrze zrealizowany (niektore kadry, ujecia z "satelity", etc). A to ze jest pusty, bez 2 dna etc... mozna sie bylo przeciez tego spodziewac ^_^.
Dla mnie skala od 1 do 10 to jest ogolnie porazka bo ludzie maja tendencje dawania albo 1 albo 10 wlasciwie :).
Deja Vu jest poprawny (I NIC WIĘCEJ!), jak juz nie ma co innego obejrzec to mozna i to. Czyli wlasnie 6/10 (czy raczej ***/*****).
A DO ARCYDZIELA TO MU BARDZOOOooooo DUZO BRAKUJE (nawet chyba w magazynie nie lezal na polce z wybitnym filmem)
tez daje naczęściej 1 albo 10:)
a to dlatego zeby obnizyć wysoką (wg mnie niezasłużenie) średnią
albo podwyższyć. :)
az tak sie przejmujesz ocenami dzieciakow z filmwebu, ze robisz cos rownie glupiego jak oni probujac sztucznie zanizac (zawyzac) ocene na jakiejs tam malo opiniotworczej stronie? nie lepiej poogladac jak rosnie trawa za oknem? ;)
a film to typowy hollywoodzki blockbuster. ma byc ladnie, szybko, efektownie, niezbyt gleboko, szczesliwie i tyle...film do zadnego miana arcydziela nie aspiruje i aspirowac nie ma zamiaru,nie wiem po co sie pastwic nad jego idiotyczna z zalozenia fabula etc...idealny film na mily wieczor w obojetne jakim towarzystwie...
zaniżam lub zawyżam nie ze wzgledu na dzieciaków, tylko dlatego, że podniesienie oceny filmu, który akurat uwazam za arcydzieło sprawia mi przyjemnośc. (w przypadku odwrotnym tez jest fajnie)
no i filmweb jest chyba najbardziej opiniotwórczym portalem filmowym na obecną chwilę.
a skoro deja vu to blockbuster, a ktoś pisze ze to trudny wymagajacy film, to mnie coś szczyka, mimo iz powinienem stać ponad opinią jakiegoś dzieciaka,
i zdaje sobie sprawę ze sam wielokrotnie, w takich przypadkach, sprowadzam sie do poziomu tego dzieciaka. Robie coś głupiego ok, ale być cały czas rozsądnym i taktownym to tez nuda.
dac arcydzielu 10 to chyba logiczne, nie? ale ja mowie o tym gdzie dajesz 10 tylko dlatego, ze film ma 5,54/10 a ty chcesz zeby mial 8/10 i tyle bys normalnie pewnie dal... tak by wynikalo z twojego postu wczesniej, dotyczy to rowniez wstawiana 1 nienajgorszym filmom, ale majacym wg ciebie zawyzona ocene...
ale kiedy arcydzieło ma 6.5 bo 67 ludzi którzy je obejrzeli nie ma pojecia o kinie, to daje 10 z jeszcze większa przyjemnością
w przypadku filmów które mają 2267 głosów, dawanie nawet najniżej lub najwyższej noty nie ma sensu.
a poza tym nie wiem czemu ktokolwiek może mieć jakieś "ale" do osób które dają 10 albo 1, mam do tego niezbywalne prawo tak samo jak każdy inny filmwebowiec. jak ktoś ma ochote dawać noty w przedziale 4-8, to ja mu złego słowa nie powiem.
a poza tym, moje głosowanie jest moją prywatna sprawą i nikomu nic do tego:)
nawet jak arcydzieło ma 8.7 to i tak dam 10. jak tandeta ma 3,4 to dam 1.
jak dobry film ma 8, i ja tez oceniam go na 8 to przecież nie ma sensu głosować, jak film jest słaby to dla mnie trafia od razu w kategorię tandeta i dostaje 1:)
sie rozpisałem niepotrzebnie na 3 posty, mogłem to zmieścić w 1, ale tak to jest, jak sie siedzi w pracy i sie człowiek nudzi
no widzisz, i takim oto sposobem przeczyniasz sie do jeszcze wiekszego kretynizmu oceniania filmow na tgym portalu.... w zamysle ocene filmu winno sie dawac taka jaka my czujemy, wtedy tworzy sie jakis sensowny ranking (rozklady ocen etc), ale to oczywiscie utopia.... chciaz na IMDB oceny sa w miare sensowne i filmu nie 'szaleja' tak jak tu, wiec jednak sie da...
btw: to tez byla taka mala prowokacja w twoja strone, bo jasne, ze wolno ci dawac oceny jakie chcesz (chocby byly to same 10 czy same 1), ale w takim razie dlaczego czepiasz sie dyskusji w osobnym topicu gdzie ludzie rozkminiaja czy koles sie cofnal raz czy dwa aczy wiecej razy? w zamysle tworcow oczywisicie i w obrebie konkretnej prostej fabuly tego filmu.... nie wolno im dyskutowac? wg ciebie niespecjalnie chyba i dales temu upust piszac, ze to glupie itd...otoz nie jest to glupsze niz dawanie skrajnych ocen mimo, ze nie ma sie skrajnych odczuc co do samego filmu.
ależ dyskutować mozna o wszystkim, nawet o wpływie dłubania w nosie na siłe tajfunów w malezji, niemniej bedzie to durna dyskusja, podobnie jak ta, rozpatrujaca ile razy ktoś przeniósł sie w czasie, w momecie kiedy niemozliwym jest znalezienie odpowiedzi (bo w obrębie konkretnej fabuły -i sjużetu- omawianego filmu nic nie trzyma się kupy).
No i "strasznie" żeś mnie zaskoczył tą domniemaną prowokacją. na filmwebie połowa wpisów ma charakter prowokacyjny. Jak piszę dowolną odpowiedź to już wiem jak mój interlokutor zareaguje, dlatego czasem od razu uprzedzam jego kolejne odpowiedzi. Więc przeczytaj sobie jeszcze raz to co napisałem, bo widać nie zrozumiałeś. film słaby wywołuje u mnie skrajne odczucia, podobnie jak ewidentna chała. dla ciebie deja du jest filmem na średnim poziomie. Wg mojej, jak najbardziej subiektywnej oceny, NIE, zasłuzył więc na 1, mimo iż oczywiście są jeszcze gorsze filmy od niego, którym z racji skali nie można dac mniej niż 1.
ciewkawa uwaga od człowieka, który poszukał mnie na innym poście, bo na wcześniejszym go olałem nie chcąc mu wyjaśniać czegoś, czego i tak nie pojmie.
wiedzialem....
nie 'poscie' a 'topicu'/'temacie' jak juz....i nie 'poszukal' a 'znalazl' wchodzac w ow topic...
ty nawet nie rozumiesz sensu slow, ktorych uzywasz? :] haha
system oceniania w 10-ciostopniowej skali zostal po to wymyslony zeby ludzie robili to rzetelnie, a nie 'lubie nie lubie', ale jak widze ty poziomem nie odbiegasz specjalnie od neofilmoznawcow....idz juz, chyba, ze faktycznie nie mozesz obejsc sie bez ostatniego slowa haha :]
nie jestem wyjadaczem internetu więc słowa post, topik to dla mnie jeden piernik. Inteligentny rozmówca bedzie wiedział, ze nie to ma znaczenia merytorycznego w dyskusji.
jest takie przysłowie "nigdy nie dyskutuj z głupcem, najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu, póżniej pokona doświadczeniem".
chylę czoła i pozdrawiam
ty zadnym wyjadaczem nie jestes :]
mylisz ludzi, uzywasz slow, ktorych znaczenia nie rozumiesz, wcinasz sie do dyskusji piszac nie na temat i 'uczac ojca dzieci robic' + obrazasz ludzi piszac, ze dyskutuja na idiotyczny temat, nie odpowiadasz na rzeczowe argumenty (unikasz i zmieniasz temat), robisz glupia mine jak ktos cie na czyms przylapie, i oceniasz filmy w skali 'lubie ne lubie' dajac 1 albo 10.... to w skrocie wystarczy zeby kazdy inteligentny ocenil cie jako przerost formy nad trescia :)
Ja jestem wyjadaczem filmów więc mówie że film rzeczywiście nie wymagający ,ale ciekawy.Napewno warty obejrzenia tymbardziej że kino nie serwuje nam w dzisiejszych czasach wielkich hitów.Co chwila jakiś syf bez fabuły i czegokolwiek wychodzi.A w deja vu to choćby ładna muzyka która trafia.
Bardzo dużo włożyli w muzykę do tego filmu.Oglądam filmy od 3 roku życia.
I to nie bajki.Można by powiedzieć że mam zryty filmŁEB od tych filmów.
Filmy rozpoznaje jak w programie jaka to melodia.Po 1 klatce.
Jeśli ktoś twierdzi że nie jestem wyjadaczem to hahahah.
Co wy o filmach wiecie:D?Życie może znacie ale filmu to nie:D
no wiesz po 5 latach filmoznawstwa, latach pracy w kinie i w domu kultury przy organizacji imprez filmowych, nie mam zielonego pojecia o kinie:), też ogladam filmy od 3go roku zycia, i mam wiecej lat niż ty więc chyba mimo wszystko obejrzałem ich wiecej.
na podstawie dowolnego filmu jestem w stanie napisać min 10 stron A4 rozkładając go na czynniki pierwsze i przeprowadzić analizę od wszystkich mozliwych stron:)
pozdrawiam
A film deja Vu byłby genialny, gdyby nie na siłe doklejony happy end,
gdyby denzel i laseczka zgineli na koniec i nie udało by mu sie uratować statku - wtedy logika byłaby zachowana (film dostałby ode mnie wysokie noty). ale takie zakończenie nie miesci sie w głowach producentów.
Zaraz coniektórzy zaczną ciskac gromy we mnie, tłumacząc ze film jest ok, tylko nie pojmuje go, bo tak na prawdę bohater cofał sie wiele razy:) co oczywiście jest wierutą bzdurką. Bohater cofnął się raz, zmienia pewne elementy w świecie przeszłym, z którymi to elementami spotkał juz przed skokiem, lecz dopiero w przeszłości dostrzega, ze zmiany były jego dziełem. Tym sposobem buduje się pewien ciąg logiczny - wszystko co bohater zrobi "na cofnięciu" widzi już wcześniej (w rzeczywistości przed cofnięciem) tylko nie wie ze to on dzialał. a więc wg tej logiki, skoro uratował statek "na cofnięciu" to statek ten nie powinien wybuchnąc na początku filmu. jesli ktoś nie dostrzega tego błędu w filmie, też raczej nie zrozumie tego na podstawie moich krótkich wyjaśnień. tu trzeba by było wziąć kartke i ołówek, narysować i dopiero tłumaczyć.
I powiem jeszcze raz, gdyby ktoś pochopnie odczytał mój tekst. nie chodzi mi o to ze happy endy są z natury złe, a śmierć gł bohaterów zawsze jest fajna. chodzi mi o to zeby wydarzenia przedstawione w filmie były spójne i nie wykluczały się wzajemnie, oraz by nie traciły sensu wewnątrzfabularnego:)
I tym sposobem popełniłem błąd, zacząłem tłumaczyć filmu. ale powiem jeszcze raz - mógłby to być wspaniały obraz. I mogło to być drugie dzieło, któte nie popełniłoby błedu paradoksu czasowego. a wyszło jak wyszło.