Koleś raz czy więcej razy cofał się był wziął?
Wg. mnie obie teorie są, na swój sposób, słuszne ;-)
Pierwsza teoria, że tak powiem "scenariuszowa", zakłada że kilka - ok - można to wywnioskować z jakichś tam pozostawionych śladów, paru dialogów etc., trudno się nie zgodzić, choć motyw z komórką to dla mnie osobiście bzdura - raczej na początku filmu żaden widz nie pomyśli "To pewnie on sam leży w tym worku..." a później już raczej sięo niej nie pamięta (oczywiście to tylko moje subiektywne zdanie) - w sumie, jakby jednak nie patrzeć, całość ma jak najbardziej sens.
Druga teoria, że tak powiem "socjologiczna", mówi że raz - po prostu dzieje sie tylko to co widzimy na ekranie, na swój sposób tez ma sens, w końcu koleś w "przeszłości" robi to co później widać w "teraźniejszości". Tutaj jest jednak jedno podstawowe pytanie: Czy warto w ogóle tak kombinować skoro wszystko jest jasne - w końcu film (bez obrazy)jest hollywoodzki... Czy przeciętny amerykański widz zajarzy jakieś wielokrotne wycieczki w czasie? Tym bardziej że ich się nie sugeruje, wszystko jest pięknie, łopatologicznie (kurde, chyba nadużywam tego słowa...) wyjaśnione. Ja raczej przychylam się do tej teorii. Sory, ale jakby koleś miał spacerowac tu i tam nie wiadomo ile razy to by to po prostu pokazano. Przepraszam, że zakładam oczywiście średnią "jarzeniowość" widza - no ale czy tak nie jest? Czy miałoby sens robienie filmu, którego większość widzów by właściwie nie zrozumiała? Oczywiście każdy powinien sobie na to odpowiedzieć sam... Nie ma sensu dyskutować.
To właściwie na tym polega problem dwóch stron a propos tego filmu, każdy sam decyduje co jest dla niego bardziej prawdopodobne - i to jest fajne bo pokazuje tak naprawdę nie tyle inteligencję (zupełnie nie rozumiem forumowiczów, którzy sobie jej odejmują tylko z tego powodu, że ktoś bardziej skłania się ku jednej czy drugiej wersji zdarzeń), ale całą naszą mentalość, charakter i postrzeganie świata. Dla jednego szklanka jest do połowy pusta a dla innego pełna - tutaj jest, w pewnym sensie, podobnie.
I ostatnia rzecz - "ochy" i "achy" nad tym, jaki to ten film nie jest filozoficzny i bogaty w przesłania... Że niby jak? W którym miejscu?
Dla mnie jest to zwykły, przeciętny film sensacyjny, Do obejrzenia i zapomnienia, czysta rozrywka w chwili nudy. Nie rozumiem jak z powodu jakiegoś komicznego wątku podróży w czasie można mu przyklejać etykietkę science-fiction. Przecież chodzi tu tylko o to, czy koleś uratuje dziewczynę, złapie zamachowca, wygra ze "złem" i tyle. Może przesłaniem jest to, że można zmienić przeszłość? Fajnie, na pewno wielu weźmie to sobie do serca...
Podsumowując i ostatecznie wyrażając swoją opinię (nie chcę nikogo urazić) : film jest zwyczajnie pusty, nie obrażajmy filozofów i filmów z jakimś konkretnym przesłaniem. Wiadomo, że nic nie przebije Kubusia Puchatka...
Właściwie jakie ma znaczenie ile razy koleś latał w czasie, skoro i tak wychodzi na jedno - i... NIC z tego nie wynika... W tysiącach filmów kolesie ratują kobiety (może w mniej komiczny sposób) i wygrywają ze "złem", czy ten naprawdę aż tak się wyróżnia? Pokaże to czas, obstawiam, że za kilka lat mało kto będzie o nim pamiętał.
Swoją drogą, jakoś od początku miałem takie wrażenie : "Kurde, to będzie chyba straszna żenada, ale wygląda na to, że on uratuje tą zabitą dziewczynę..." :-)
Pozdrawiam tak samo serdecznie stronników obu teorii ;-)