Uwagę zwraca fakt, że to bardziej konwencjonalny film jak na niego. Treściowo jest to kontynuacja wcześniejszych tematów przez niego podejmowanych - rodzina, społeczeństwo, komunikacja międzyludzka, urbanizacja i dehumanizacja. Jest też bardzo wyraźne przesłanie. Mimo to, na pierwszy plan wysuwają się ramy gatunków, za które się wziął, w zwiazku z czym wydaje się to być mniej autorskie dzieło. Kilka rozwiązań fabularnych spycha ten film do kategorii kina rozrywkowego.
Mamy tu ostry balans między kryminałem a horrorem, snami a jawą i życiem a śmiercią jako ludzkimi pragnieniami. Wizualnie Tsukamoto powrócił do swoich wcześniejszych dokonań, a nawet poszedł w tym kierunku o krok dalej. Mnóstwo cięć, szalony montaż, bardzo szybkie tempo. Sporo napięcia (chwilami myślałem, że mi serducho wysiądzie), mroczny klimat i unosząca się wszędzie paranoja. Oszaleć można. Świetna reżyseria, a także gra aktorska samego Tsukamoto (z pewnością jedna z jego najlepszych ról - jeśli nie najlepsza). Muzyka odjechana jak trzeba, motoryczna, transowa, ale nie tak agresywna, a i na nutki miłe dla każdego ucha miejsce się znalazło.
Przy okazji "Haze" pisałem, że był to krok do tyłu w jego twórczości, teraz widzę, że była to swego rodzaju rozgrzewka przed "Nightmare Detective". Zdaje się, że Tsukamoto zmęczyło już kino spokojniejsze, subtelne jak na niego i wrócił do "kina wściekłego". A jest to naprawdę mocne kino.
To film nie tej klasy co "Tetsuo", "Bullet Balllet", "Wąż czerwcowy" i "Vital", ale za to ścisła czołówka "drugiej ligi" kina tego pana. A jak widać, ta jego druga liga, to i tak bardzo porządne kino. Fani nie będą rozczarowani i zdecydowanie warto ten tytuł polecić.
8/10
PS: Kojarzył mi się ten film miejscami z "Angel Dust", dziełem innego szaleńca kina japońskiego (i przy okazji prekursora twórczości Tsukamoto czy Miike), Sogo Ishii.