Reżyseria Bigelow przez większość filmu bez zarzutu. Sceny w motelu poprowadzone rewelacyjnie, głównie za sprawą klaustrofobicznych ujęć i dobrej gry aktorskiej na czele z Poulterem. Końcówka mniej efektowna i można było przyciąć i zamknąć film w 2 godzinach.
Boyega jest przez niektórych krytyków okrzykiwany następnym Denzelem Washingtonem nie zachwycił mnie.
Na szczęście film nie jest "czarno-białą" politycznie rekonstrukcją wydarzeń z 1967 roku. Nie obeszło się jednak bez charakterystycznego amerykańskiego patosu, ale i tak całość na plus i warta uwagi.
Poulter już w Zjawie pokazał, że warto miec na niego oko. Tu znakomity w swej ohydzie. Sam film daje mocno po głowie i Coogler może się chować ze swoim Frutival Station.
Zgoda, mógłby być nieco krótszy ale i tak na tle innych produkcji o tematyce rasowej, spowodowanych przez efekt Obamy w Hollywood, w stylu sowieckich obrazów propagandowych, film jest zrobiony z nerwem i nie bezkrytycznie jednostronny.
Reżyseria dobra, ale scenariusz niezbyt, szczególnie dialogi i portretowanie zachowań bohaterów, zarówno białych, jak i czarnych. Scena faktycznego samobójstwa trzeciej ofiary w hotelu raczej nie była na podstawie faktów. Nie wiem ile osób wybrałoby taką śmierć, zamiast życia. Szaleństwo białych policjantów można zrozumieć, bo policja Detroit znana była wtedy w całych Stanach z rasizmu i brutalności wobec czarnych. Zabójstwa czarnych przez policję podczas rzekomych interwencji były na porządku dziennym. Zresztą ten główny biały prowodyr, z tego co można znaleźć w internecie, zamieszany był w co najmniej dwa inne zabójstwa, prowadzone były śledztwa w tych sprawach.